Trzej kumple: Jacek K. (26 l.), Grzegorz W. (36 l.) i Marek Biaduń (†30 l.) pojechali starym polonezem Jacka po zakupy do Adamowa (lubelskie). Jacek, znany z szybkiej jazdy, nie oszczędzał wysłużonego "poldka". Miał powody, by szybko dojechać do celu. Nie dość, że starał się nie natknąć na drogówkę, która odebrała mu prawko za jazdę po pijaku, to jeszcze czekała na niego skrzynka zimnego piwka, którą chciał z kolegami opróżnić. Nie w głowie mu była ostrożna jazda.
Nagle, pędząc jak szalony, stracił panowanie nad kierownicą. Nie zdążył nawet wyhamować. Z impetem uderzył w drzewo prawą stroną auta, gdzie siedział Marek Biaduń (†30 l.). Mężczyzna zginął na miejscu. Jadący z tyłu Grzegorz i kierowca rajdowiec trafili do szpitala. - Mój syn zginął przez bezmyślność kolegi. Jednego, czego pragnę to, by winny śmierci mojego syna został ukarany - rozpacza Czesława Biaduń (68 l.), mama ofiary. Kobieta nie wie, co począć bez ukochanego syna. Był radością jej życia. A teraz go nie ma...