Marek Migalski został w ubiegłym tygodniu wyrzucony z delegacji Prawa i Sprawiedliwości za krytykę Jarosława Kaczyńskiego, wyrażoną w liście otwartym z 22 sierpnia. "Bez Pana nie przetrwamy, z Panem nie wygramy" - w tych ostrych słowach Migalski krytykował prezesa.
Koledzy z PiS zarzucili europosłowi "dbanie o własną karierę", wbrew dobru partii. Migalski nie zgodził się z tymi zarzutami. Określił je jako "obraźliwe i nieprawdziwe".
Przeczytaj koniecznie: Migalski zapłacił za krytykę Kaczyńskiego - został wykluczony z delegacji PiS
Tymczasem europarlamentarzystom PiS zależy na tym, by Migalski pozostał we frakcji do której należy PiS, choć bez prawa powrotu do partyjnej delegacji. Zdaniem politologa chodzi tylko o jego głos. W najbardziej kontrowersyjnych sporach w europarlamencie nawet jeden europoseł może zaważyć o wyniku całego głosowania.
Migalski mimo wszystko chce wrócić do delegacji Prawa i Sprawiedliwości, reprezentującej Polaków we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Nie wyobraża sobie przynależności do tej samej frakcji co PiS, ale poza partyjną delegacją. - Dla jednego towarzystwa jestem godny, dla drugiego nie. Nie można być w połowie w ciąży! (...) Jak nie będę członkiem polskiej delegacji, to kim ja mam być? Rumunem, Szwedem, Niemcem? - pyta retorycznie.
By w Parlamencie Europejskim móc działać konstruktywnie, właściwie niezbędna jest przynależność do jednej z siedmiu grup politycznych, czyli frakcji. Posłowie nierzeszeni (a tych jest zaledwie 28 na 736 deputowanych) nie mają praktycznie żadnego wpływu na proces uchwalania europejskiego ustawodawstwa.
Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów liczy 55 członków, w tym 14 (bez Migalskiego) to przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości. Oprócz PiS-u należą do niej brytyjscy torysi oraz Czesi z prawicowej Obywatelskiej Partii Demokratycznej, której jednym z przywódców jest prezydent Vaclav Klaus.
Patrz też: Marek Migalski: Tylko kredyty i dzieci trzymają posłów w PiS