- Każdy polityk ma za co przepraszać, więc to dla mnie rodzaj pokuty - mówi nam poseł. Ale idzie też w innej intencji. Kilka osób z jego rodziny jest bardzo ciężko chorych .- Będę się modlił o zdrowie dla nich - dodaje po chwili już zupełnie poważnie.
Cóż takiego przeskrobał Poncyljusz, że zdecydował się znosić niewygody 270-kilometrowej wędrówki? - Chodzi o to, że często nam, politykom, brakuje pokory i refleksji nad tym, czym zajmujemy się na co dzień. Zdarza się nam zapominać, kogo powinniśmy reprezentować i w czyim interesie działać - tłumaczy poseł, którego wraz z innymi pątnikami spotkaliśmy na trasie do Częstochowy, w miejscowości Skotniki. I choć przez najbliższe dni będzie musiał spać na sianie i myć się w zimnej wodzie, nie narzeka. - Do warunków się przyzwyczaiłem, bo to już czwarta pielgrzymka, w której idę. Czasem bolą nas nogi, czasem robią się bąble, ale na trasie spotykamy wielu przychylnych nam ludzi, którzy nie dość, że przenocują, to jeszcze nakarmią. I nigdy nie chcą pieniędzy. Takie serdeczne podejście rekompensuje wszelkie niewygody - opowiada poseł, któremu w pielgrzymce już po raz drugi towarzyszy syn Kacper (10 l.).