"Super Express": - Platforma zapowiada na ten tydzień odpalenie legislacyjnej bomby. Co zrobi PiS? Będzie gasił lont?
Marek Migalski: - Generalnie w interesie opozycji jest krytykowanie większości poczynań rządu. Kiedyś sformułowałem to w postaci aforyzmu: "Gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają". W Polsce ten model jest widoczny co najmniej do 2005 r. Otóż dwie największe siły polityczne im bardziej się ze sobą biją, tym bardziej są lubiane przez wyborców. Taka taktyka ma też dodatkowy skutek: wyklucza możliwość wejścia do gry trzeciego podmiotu.
- To jest właśnie problem lewicy, która może tylko przyglądać się pojedynkowi gigantów...
- Uwagę lewicy absorbują dziś zmagania PO i PiS. Na domiar złego jest ona wewnętrznie skłócona i nie ma siły, by przebić się w mediach.
- Wróćmy do głównych aktorów sporu. Bijatyka podoba się wyborcom, tyle że niewiele z niej dla nich wynika...
- Dlatego każda sensowna opozycja nie może ograniczać się tylko do destrukcji. W najbardziej istotnych, newralgicznych sprawach musi wspierać koalicję rządową.
- Niedawno Jarosław Kaczyński przekonywał, że na początku lat 90. politycy różnych opcji w ważnych społecznie kwestiach potrafili usiąść przy stole i rozmawiać. Jako przykład podał służbę zdrowia. PiS jednak ani myśli popierać reformę zdrowotną firmowaną przez minister Kopacz...
- O porozumienie jest trudno, gdyż każda z partii ma do tej sprawy swoje ideowe podejście. I tak PO uważa, że najlepszym sposobem na poprawę jakości świadczeń i usług medycznych jest liberalizacja rynku. Zaś PiS za wszelką cenę chce chronić pacjentów przed ingerencją wolnego rynku. Zawarcie kompromisu utrudnia też sprawa Sawickiej. Posłanka Platformy podczas ubiegłej kadencji Sejmu została przyłapana na wyraźnej zapowiedzi, że, jak jej partia dojdzie do władzy, to sprywatyzuje służbę zdrowia i "interesy będą szły". To stawia PO w trudnej sytuacji. PiS może bowiem podejrzewać, że propozycje Platformy w służbie zdrowia są prostą realizacją planu Sawickiej. Nawet gdyby za projektami Ewy Kopacz stały najbardziej szlachetne intencje, sprawa Sawickiej będzie rzucać na nie cień.
- Nie będzie kompromisu w sprawie ustaw zdrowotnych, nie będzie też pewnie przy głosowaniu nad ustawą medialną?
- Nie będzie. Interesy obu partii są tu całkowicie rozbieżne.
- A co ze sprawą reformy edukacji i wrażliwym społecznie problemem posyłania do szkół sześciolatków?
- Obie strony mają za sobą sensowne racje. Nie ma tu podziału na dobrych i złych. Jak pokazują badania, większość Polaków nie chce posyłać dzieci do szkoły rok wcześniej. W związku z tym partia opozycyjna skorzysta z pokusy, by się za tą większością opowiedzieć. Z podobnej pokusy skorzystał premier Tusk, gdy mówił o kastracji pedofilów. Politycy chętnie przyklejają się do opinii większości. Sprawa sześciolatków to spór cywilizacyjny. Warto więc rozmawiać i kruszyć kopię. Niestety, o porozumienie też będzie trudno. No bo co? W ramach kompromisu mamy posyłać do szkół 6,5-latków?
- Platforma chce też zmienić obecny model finansowania partii politycznych oraz wprowadzić jednomandatowe okręgi w wyborach samorządowych. Czy w tych sprawach może liczyć na poparcie PiS?
- O ile w poprzednich sprawach uważałem, że racje są podzielone, tak tutaj jestem po stronie PiS i ludzi, którzy uważają, że partie powinny być finansowane z budżetu. Populizmem jest mówienie, że partie nas za dużo kosztują i w związku z tym same powinny się utrzymywać. W interesie obywateli oraz przejrzystości życia publicznego jest to, by partie były zasilanie z budżetu państwa. Bo jeśli nie z budżetu, to skąd? Od prywatnych sponsorów. Taki model jest korzystny dla PO, gdyż partia ta ma najlepsze przełożenie na biznes. Problem w tym, że przy takim finansowaniu Platforma całkowicie zdominowałaby scenę polityczną. Nie do przyjęcia jest też pomysł, by odpisywać na partie jeden procent podatku. Po pierwsze, uderzy to w organizacje pożytku publicznego. Wreszcie - i to jest bardzo niebezpieczne - urzędnicy skarbowi zdobyliby dostęp do danych prywatnych osób. A ja nie chcę, by pan ze skarbówki wiedział, na kogo głosuję. Jeśli zaś chodzi o okręgi jednomandatowe, to racje są rozłożone. Mimo to ten pomysł przepadnie. Tyle że nie głosami PiS i ręką prezydenta. Nie zgodzi się na niego PSL, gdyż jednomandatowe okręgi wyborcze zmiotłyby ludowców ze sceny politycznej.
- Lwią część tej legislacyjnej ofensywy PO będą stanowić ustawy wyprodukowane przez komisję Przyjazne Państwo. Osoba, która stoi na jej czele, wielokrotnie naciskała politykom PiS na odcisk. Czy PiS weźmie odwet na Palikocie?
- Próba bojkotu tych ustaw tylko ze względu na postać kontrowersyjnego posła Palikota byłaby dla PiS samobójstwem. Po pierwsze, ta komisja w większości działała w ponadpartyjnym porozumieniu. Pod drugie, Polacy czekają na deregulacje, które obiecali im posłowie. Na odbiurokratyzowanie przepisów liczą głównie polscy przedsiębiorcy. Ktoś, kto blokowałby te zmiany, dawałby wyborcom jasny przekaz - jestem niepoważny, nie głosujcie na mnie.
- PiS i PO zgodzą się pewnie w sprawie otwarcia archiwów oraz deubekizacji?
- W drugiej sprawie zapewne tak. Z IPN-em natomiast łatwo nie będzie. Bracia Kaczyńscy byli przeciwnikami szerokiego otwarcia archiwów i udostępniania prywatnych danych osób. Z drugiej strony można podejrzewać, że mówiąc o szerokim otwarciu IPN, Platforma szykuje projekt, który tak naprawdę dostęp do archiwów będzie utrudniał. Nie wykluczałbym, że znajdzie się w ustawie tzw. paragraf 22, który nie pozwoli ujawniać grzeszków i win ważnych postaci polskiego życia publicznego.
- Dobrze byłoby, aby obie partie spotkały się po drodze w sprawie emerytur...
- Jeśli chodzi o sprawę emerytur pomostowych, to będzie ciężko. Rząd chce wielu grupom ten przywilej odebrać. To zaś stanowi pokusę dla opozycji, by stanąć po stronie "skrzywdzonych" i powiedzieć rządowi twarde "nie". Natomiast kwestia systemu emerytalnego jako całości powinna być dla PO, jak i PiS absolutnym priorytetem. Sytuacja demograficzna Polski staje się dramatyczna. Problem w tym, że PiS ma do sprawy podejście zbyt etatystyczne, a PO nad wyraz liberalne. Dlatego trudno będzie o kompromis. Jest on jednak konieczny, gdyż obie strony wiedzą, że ta sprawa to bomba z opóźnionym zapłonem. Trzeba się z nią zmierzyć, bo inaczej uderzy nie tylko w ten czy inny rząd, ale w całe państwo polskie, rozsadzając jego budżet.
Marek Migalski
Politolog z Uniwersytetu Śląskiego. Ma 39 lat.