Takiego zamieszania na Dworcu Centralnym jeszcze nie było. Setki rozgoryczonych pasażerów wykłócało się o miejscówki w pociągu do Zakopanego, które wcześniej wykupili. Na peronie i w pociągu działy się dantejskie sceny. Ludzie niemal skakali sobie do gardeł, a pociąg był tak zapchany, że pasażerowie stali dosłownie wszędzie, na korytarzach i w toaletach. W ten sposób musieli spędzić 10-godzinną podróż do zimowej stolicy Polski.
- Nie dało się przejść, a ludzie chodzili sobie po bagażach. Nie można było też skorzystać z ubikacji, bo okupowali ją inni pasażerowie - mówi Natalia Wiśniewska (23 l.), która miała udać się pociągiem "Monciak-Krupówki" w góry.
Odpowiedzialna za taką sytuację jest PKP Intercity, która 14 grudnia zmieniła rozkład pociągów, a także zniosła z pociągu "Monciak-Krupówki" rezerwacje. Ludzie, którzy kupili miejscówki przed zmianą, nie mogli usiąść na własnych miejscach, bo już ktoś tam siedział. Wtedy rozpoczynały się dzikie awantury, interweniowała policja, sokiści i ochrona.
- Chociaż dopłaciłam 5 złotych za miejscówkę, moje miejsce było już zajęte - mówi rozzłoszczona Natalia Wiśniewska. - Nie miałam szans, żeby się tam dostać, dlatego po prostu zrezygnowałam i kupiłam bilet na ekspres. Dopłaciłam 35 złotych - mówi dziewczyna.
Co na to PKP Intercity? Jak zwykle w takich przypadkach kolejarze nie mają wiele do powiedzenia. - Bardzo przepraszamy, będziemy sprawdzać, jak mogło dojść do takiej sytuacji - mówi Beata Czemerajda z firmy.
Wystarczyło sprawdzić, ile osób kupiło bilety na ten pociąg i dołożyć wagony. Ale takie rozwiązanie problemu jest zbyt skomplikowane.
Pociąg do Zakopanego odjechał z ponadgodzinnym opóźnieniem. Ale o to kolejarze również nie dbają.