Zamachu miał dokonać więzień przebywający akurat na przepustce. Jednak niedoszły morderca, który miał pchnąć nożem Wałęsę, wpierw go uprzedził, że ma na niego zlecenie. Sam jakiś czas później został znaleziony martwy w lesie.
"Przyszedł do męża z informacją, że dostał zlecenie zamordowania Wałęsy" - zdradza była prezydentowa w swojej autobiografii "Marzenia i tajemnice".
Cała historia sięga 1981 r., kiedy to mężczyzna został skazany na 11 lat więzienia. Wyrok odbywał za zabójstwo milicjanta. Gdy przebywał któregoś dnia na przepustce, odwiedził Wałęsów w ich mieszkaniu. Powiedział, że dostał zlecenie, by zabić przywódcę Solidarności, ale nie ma zamiaru wykonać rozkazu. Opowiedział o bardzo trudnej sytuacji materialnej swojej rodziny i poprosił o pomoc.
Lech Wałęsa nie dał się długo prosić. Podarował swojemu niedoszłemu zabójcy 10 tys. zł. Kilka lat później skazany za zabójstwo milicjanta, zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Oficjalnie popełnił samobójstwo.