Rafał Matyja używa mocnych słów, by opisać dotychczasowe rządy PO. Mówi zgoła o "politycznej wydmuszce" i o tym, że cała polityka i działalność rządu i partii oparta była na czarnym PR wobec opozycji, czyli PiS. Dotychczasowe poparcie dla Platformy też było dość pozorne: dzięki dobrobytowi Polacy zajmowali się swoimi sprawami, a sprytne manipulowanie wizerunkiem premiera i partii przysparzało im sukcesów.
Rafał Matyja nie od dziś wyraża się nader krytycznie o PO, bo to on przecież wymyślił "liberalny populizm", jakim rzekomo ma się kierować ta partia. Co prawda chwali jej utworzenie, ale też nie kryje swego obecnego rozczarowania i wróży, że w momencie, gdy kryzys się pogłębi, a szczęśliwość Polaków zmieni w przerażenie bezrobociem, Tusk i jego rząd bezradnie przegrają całą stawkę, którą wprowadzili do politycznej gry.
Nie ulega wątpliwości, że komentarz Matyi odwołuje się do pewnej opinii, dość powszechnej w mediach, na temat "niedziałania" rządu Tuska. Istotnie, sam też pisałem i mówiłem o tym, że pierwsze, długie miesiące rządu PO praktycznie upłynęły na niczym. Jednak teraz, właśnie ze względu na kryzys finansowy i gospodarczy, w którym pogrąża się świat i Europa, trudno zarzucać rządowi bierność.
Ostatnie tygodnie przyniosły wiele działań rządu, może niezbyt spektakularnych, które pozwalają jednak sądzić, że może się sprawdzić to, co sami politycy PO tak mocno podkreślają: sytuacja Polski i polskiej gospodarki w tym kryzysie nie może być porównywana z tym, co się dzieje u części naszych sąsiadów albo i w samym centrum Europy. Mam na myśli coraz częściej pojawiające się informacje o Polsce i polskiej gospodarce w światowych, wpływowych mediach i instytucjach finansowych, które mogą spowodować, iż to, co nas gnębi szczególnie, a więc gwałtowny spadek wartości złotego, może ulec szybkiej zmianie. Należy sądzić, że to w dużym stopniu efekt działania rządu i polskiej dyplomacji, co przy nieruchawości Narodowego Banku Polskiego daje całkiem niezłe efekty. A podjęcie zdecydowanych kroków w sprawie przyjęcia przez Polskę euro - to na pewno podjęcie przez premiera ryzyka w imię dalekosiężnego interesu polskiej gospodarki. A właśnie asekuranctwo Tuskowi zarzuca Matyja najbardziej. Tutaj widać wyraźnie wolę działania pomimo ryzyka.
Warto też zwrócić uwagę na działalność ministrów, których aktywności nasz autor w ogóle nie zauważył, chociaż - jak widać ostatnio - także wiąże się z ryzykiem "złego spojrzenia" opinii publicznej. Mam na myśli MEN i ministerstwo nauki. Od początku działania rządu w ministerstwach tych podjęto zdecydowane działania reformatorskie i to zgodne z tym, co trzeba uznać za najważniejszy, długofalowy interes Polski i Polaków. To od rozwoju wiedzy, nauki i edukacji zależeć będzie nasza przyszłość. To minister Tuska, Michał Boni sporządził niezwykle ważny dokument - raport o kapitale intelektualnym społeczeństwa polskiego, który przyniósł ważne i zarazem dość ponure informacje o naszej kondycji w Europie. Być może największą pracę wykonała minister Hall, starając się przygotować reformę edukacji. Reforma ta jest niezbędna i wręcz konieczna, zwłaszcza że wielka reforma oświaty, rozpoczęta za rządów Jerzego Buzka, została potem całkiem zepsuta i zatracona. Reforma oświatowa rządu PO stanowi jakby kontynuację tamtego, jakże ważnego przedsięwzięcia. Jak widać, jest to także zadanie ryzykowne, a opozycja nie potraktowała sprawy inaczej niż wszystkich innych ważnych przedsięwzięć, inicjowanych przez rząd PO. Co więcej, bardzo ważny element reformy, który w zamyśle miał prowadzić do wyrównania szans najmłodszych Polaków żyjących na prowincji, czyli przesunięcie wieku szkolnego do 6. roku życia, krytykowany był ze wszystkich stron, na równi w "Gazecie Wyborczej" i "Naszym Dzienniku". Być może zabrakło dobrej informacji o środkach, jakie mają być zapewnione reformie, co powinno rozwiać przynajmniej znaczą część rodzicielskich wątpliwości, ale nie ulega wątpliwości, że zabrakło także dobrej woli dziennikarzy.
Nie można nie przypomnieć, że PO podjęła od początku swych rządów próbę ratowania służby zdrowia, lecz wszelkie próby zostały całkowicie zablokowane przez opozycję i prezydenta. Podobnie było z planami zmian w mediach, głównie publicznych. Jeśli więc PO miało czarny PR na przeciwników, to trudno nie zauważyć, że "czarną wojnę" z PO toczyło PiS i często sam prezydent.
Nie zamykając oczu na to, że krytyka rządowi Tuska się należy w różnych sprawach, to jednak patrzę na przyszłość PO z większym optymizmem. Jakby nie liczyć, rdzeń działaczy partii wywodzi się jeszcze z dawnego KLD, po części z dawnej Unii Wolności. Platforma ma wciąż duży potencjał, bez względu na to, że - to trzeba przyznać zgodnie z duchem rozważań Matyi - nie do końca wykorzystywany. Ale zmiana sposobu zarządzania partią może go wyzwolić. Jestem także pewien, że gdyby obecnie premier Tusk zwrócił się do polskich intelektualistów i specjalistów o pomoc - zapewne ogromna większość najwybitniejszych Polaków włączyłaby się w działania, które miałyby pomóc walce z kryzysem. Tak więc potencjał działania PO jest znacznie większy, niż to rysuje Matyja.
Nie oznacza to jednak, że nie może się pojawić konkurencja, która będzie na tyle efektywna i pełna świeżych rozwiązań, że może zagrozić PO i Tuskowi. Może to być nawet dobre dla Polski. I oby tak było, bo nie ulega wątpliwości, że czyhające na wygraną dzięki kryzysowi Prawo i Sprawiedliwość było i jest dla Polski niedobre.
Ireneusz Krzemiński
Socjolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Instytutu Socjologii UW