Se.pl: - Czego się obawiasz najbardziej przed pierwszym meczem w Izmirze, pamiętając wpadkę sprzed dwóch lat, gdy porażka na otwarcie z Belgią pogrzebała nasze szanse na dobry wynik w ME 2007?
Daniel Pliński, środkowy kadry siatkarzy: - Niczego się nie obawiam. Jesteśmy dobrze przygotowani, fizycznie wyglądamy bardzo dobrze, gracze świetnie ze sobą współpracują, wszystko jest poukładane. Jestem optymistą. Musimy zdawać sobie sprawę, że pierwsze spotkanie jest najważniejsze, bo może nam otworzyć drogę nawet do pierwszej czwórki.
Ostatni mecz z Francją to łatwa wygrana Polski. Daje wam to jakąś przewagę?
- Nie, bo Francuzi nie grali w Gdyni na maksa. Nie wyciągam, daleko idących wniosków z tamtego spotkania, które nie miało tak naprawdę żadnej stawki. To będzie całkiem inna drużyna, bo mają dwóch nowych rozgrywających. Ale to ciężki przeciwnik, bez względu na to, kto wyjdzie do gry. Francuzi mają swój styl, szanują piłkę, dlatego musimy być skoncentrowani. Jeśli będziemy grali tak jak w ostatnich tygodniach, może być naprawdę dobrze.
Francja jest groźniejsza od waszych kolejnych grupowych przeciwników, Niemców?
- Tak uważam. Mają większe pole manewru, ich gra się lepiej rozkłada na poszczególnych siatkarzy. Z kolei Niemcy mają Jochena Schoepsa, moim zdaniem drugiego najlepszego atakującego świata po Serbie Miljkoviciu. Drużyna niemiecka jest uzależniona od tego zawodnika. Zdajemy sobie sprawę jak ciężko zatrzymać Schoepsa. Jednak mam nadzieję, że jeden gracz z nami nie wygra.
Seria ośmiu zwycięstw Polaków w meczach oficjalnych robi wrażenie. Jesteś zaskoczony, że idzie wam ostatnio tak dobrze? A może forma przyszła za wcześnie?
- Mam nadzieję, że forma jest w sam raz taka jak potrzeba akurat teraz. Dzisiaj nie da się tego ocenić. Dużo wygranych meczów to jedno, a mnie też cieszy, że pokonywaliśmy dobre drużyny, między innymi Bułgarów, Czechów, Chińczyków, Włochów i Hiszpanów. A co nie mniej ważne: obojętnie kto był na parkiecie, drużyna prezentowała podobny poziom. To jest bardzo pocieszające. Wierzę, że na mistrzostwach jesteśmy w stanie coś wygrać.
Wszyscy mówią, że mamy łatwą drogę do półfinału...
- Ale mamy też bardzo wyrównaną grupę, którą praktycznie każdy może wygrać. Nie zapominałbym nawet o Turkach, wiadomo jak to bywa z gospodarzami. Rzeczywiście nasze szanse wyglądają optymistycznie. Trzeba kroczyć od meczu do meczu, nie ma co wyglądać za daleko w przyszłość. Taki błąd zrobiliśmy dwa lata temu w Rosji. Mieliśmy na początku Belgię. Miało pójść szybko, łatwo i przyjemnie, a jak było pamiętamy.
W Moskwie w 2007 roku nie grał Mariusz Wlazły i mówiło się, że to jedna z głównych przyczyn katastrofalnego 11. miejsca. Teraz nie ma nie tylko „Szampona”, ale także Michała Winiarskiego i Sebastiana Świderskiego...
To wielcy gracze, na których wyleczenie czekamy. Mamy zastępców, nowych, obiecujących i zdolnych siatkarzy, którzy prezentują bardzo dobry poziom. Z nimi gramy dobrą siatkówkę i cieszymy się grą, to jest najważniejsze. Nie ma co patrzeć w przeszłość, patrzmy przed siebie.
Trener Włochów Anastasi stawia was w roli kandydata do złota. Co ty na to?
- To czysta gra psychologiczna i trochę kurtuazji, bo ich ograliśmy niedawno w Polsce. Fajnie byłoby coś wygrać, ale żadnych deklaracji nie chcę składać.
Ostatni, srebrny medal mistrzostw Europy zdobyliśmy w 1983 roku...
- Nawet nie pamiętałem. Mam nadzieję, że zdobędziemy kolejny krążek teraz, a nie za następne 30 lat.