Zdzisław i Aleksandra K. byli spokojnym małżeństwem. W leśniczówce Płociczno pod Piłą (woj. wielkopolskie) mieszkali od 30 lat. Pan Zdzisław znał tu każde drzewo. - Tu nie było niebezpiecznie, żadnych kłusowników, żadnych złodziei drewna - mówią mieszkańcy okolicznych bloków. A jednak to spokojne miejsce na skraju lasu okazało się przeklęte...
W ostatnią środę pracownik nadleśnictwa zauważył dym unoszący się nad leśniczówką. Kiedy na miejsce przyjechała straż pożarna, ogień strawił już większość domu. Strażacy nie przypuszczali jednak, że ogień miał ukryć prawdę o okrutnym mordzie. Jak się później okazało, domownicy nie spłonęli, ale zostali brutalnie zadźgani nożem. Gdy strażacy gasili leśniczówkę, kilka kilometrów dalej odnaleziono spalony samochód należący do Zdzisława i Aleksandry K. Wyszło też na jaw, że z leśniczówki zginęły dwie strzelby i sztucer. Dla śledczych stało się jasne: ktoś zabił małżeństwo, podpalił dom i ukradł auto. Do akcji wkroczyła specgrupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Rozwiązanie zagadki zajęło im niecałe trzy doby. Zwyrodnialcy, przy których odnaleziono broń leśniczego, to Michał K., Rafał S. i Mirosław S., mają od 20 do 35 lat.
- Jeden pochodzi z Piły, drugi mieszka w Wałczu, a trzeci w miejscowości pod Piłą - informuje Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Wczoraj w Prokuraturze Rejonowej w Złotowie (woj. wielkopolskie) do późnego popołudnia trwały przesłuchania trzech podejrzanych mężczyzn. Wszyscy usłyszeli zarzuty zabójstwa i podpalenia. Grozi im za to dożywocie. Tylko jeden z morderców przyznał się do winy. Prokuratura nie ujawnia jego wyjaśnień.