- Gdybym mogła to przewidzieć... - płacze pani Teresa (60 l.), babcia Bartka. - Nie pozwoliłabym mu wyjechać za furtkę.
Chłopiec zginął w czasie letniego pobytu u babci. Razem z rodzicami przyjechał z Siedlec do Pniewisk, maleńkiej wsi na Mazowszu. Feralnego dnia całą rodziną wybrali się na rowerową wycieczkę. Jeździli całe przedpołudnie. Według Bartka - za krótko. - Powiedział, że chce się jeszcze przejechać - mówi babcia. - Obiecał, że wróci na obiad...
Nie wrócił. Pędząc ile sił, wpadł pod ciągnik. Wypadł zza budynku remizy, kierowca nie miał czasu, by zareagować. Nie zahamował... Traktor przejechał po chłopcu. Lekarze nie byli w stanie go uratować.
- Nie mamy pretensji do traktorzysty - zapewnia pani Teresa. - Mamy żal do siebie...