Po 11 latach dopadła mordercę syna

2007-11-14 22:51

Młody chłopak w bestialski sposób zostaje zamordowany pod dyskoteką.

Oprawca, mimo wyroku sądowego, ucieka i ukrywa się na drugim końcu świata. Rodzina przez kolejne 11 lat bezskutecznie walczy o sprawiedliwość. Dopiero dzięki pomocy polskiej policji i FBI bandzior znów staje przed sądem.

Cios za ciosem

Wczesny wieczór 17 maja 1996 r. Sylwester Milewski ( 18 l.) z Konarzyc (woj. podlaskie) namówiony przez kolegów jedzie na dyskotekę "Bolero" na obrzeżach Łomży. Około 1 w nocy razem ze swoim przyjacielem postanawiają wrócić do domu.

Obaj czekają na kolegę, który ma ich odwieźć. Nagle obok pojawia się agresywny mężczyzna. Jest pijany i agresywny. Ale sam nie ma odwagi nic zrobić chłopcom. Wzywa swoich kolegów.

Widząc agresywną grupę Sylwester i kolega próbują uciekać. Niestety, zostają złapani. Oprawcy okładają ich. Pada cios za ciosem. Oprawcy biją pięściami, butami, czym popadnie. Do napastników dołączają kolejni zwyrodnialcy. Wśród nich jest Grzegorz Ch. (pseud. Opel). To on jest najbardziej agresywny. Kilkakrotnie uderza w głowę i klatkę piersiową Sylwka wyrwanym z ziemi betonowym słupkiem. Drugiemu chłopcu udaje się uciec. Po chwili grupa zwyrodniałych napastników rozchodzi się. Zostawiają jeszcze żywego chłopca w rowie.

- Kiedy następnego dnia policyjny patrol znalazł go przypadkiem w rowie, miał tak nienaturalnie dużą głowę... - opowiada Teresa Milewska (53 l.), matka zamordowanego Sylwka.

Do dzisiaj nie może pogodzić się ze śmiercią syna. - Koledzy pozostawili go samemu sobie i poszli dalej pić. Sylwek umarł po trzech dniach w szpitalu. Miał obrzęk mózgu.

Uciekł za granicę

Przed sądem stanęło kilka osób. Zarzut zabójstwa przekwalifikowano na bójkę ze skutkiem śmiertelnym. Część oskarżonych odsiedziała niewielkie, kilkumiesięczne wyroki. Główny oskarżony - Grzegorz Ch., skazany na dwa lata więzienia, zanim trafił za kratki, zdołał uciec za granicę.

- Wiedzieliśmy, że morderca przebywa w USA. Mieszkał po sąsiedzku z naszą rodziną. Zgłaszaliśmy to na policję, do sądu, prokuratury. Ale tylko nas zbywano - żali się pani Teresa.

Milewskich nie było też stać na adwokata i po kilku latach nie mieli już sił na samotną walkę. - A Grzegorz Ch. spokojnie założył sobie rodzinę, firmę - płacze Henryk Milewski (55 l.), ojciec nieżyjącego Sylwka.

Morderca jak złodziejaszek

Dzięki współpracy polskiej policji i FBI, po 11 latach w stanie New Jersey zatrzymano Grzegorza Ch. (dzisiaj 32 l.). Po przetransportowaniu go do Polski, ponownie rozpoczął się jego proces. Tym razem został skazany na trzy lata i sześć miesięcy. W karę jednak wliczono kilka miesięcy aresztu przed ucieczką za granicę i kilka miesięcy aktualnej odsiadki w zakładzie karnym w Czerwonym Borze. Za niecały rok znowu wyjdzie na wolność.

- Tym razem wzięliśmy adwokata, a także kredyt - mówi Teresa Milewska. - Odwołaliśmy się od wyroku. Nie możemy uwierzyć, że sąd potraktował mordercę tak łagodnie, jak zwykłego złodziejaszka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki