Dziś, w pierwszych dniach września 2008 r., po politycznych wakacjach, bardzo trudno przewidzieć, jak będą się układały stosunki między PiS-em a PO, włączając w to relacje prezydent-rząd. Ostatnio kampania Lecha Kaczyńskiego wyraźnie nasiliła się - jego sztabowcy chcą zdobyć poparcie Polaków szczególnie poprzez krytykowanie i atakowanie jego pewnego kontrkandydata w przyszłych wyborach, czyli Donalda Tuska.
Pomimo tej wojennej atmosfery, tworzonej zwłaszcza przez ludzi z Kancelarii Prezydenta, porozumienie i nawiązanie współpracy na forum międzynarodowym, europejskim może ostudzić wzajemne napaści na siebie obu kancelarii. Być może specjaliści od wizerunku prezydenta i premiera będą musieli wymyślić coś lepszego niż nieustanne przysłowiowe obrzucanie się błotem i toczenie wojny. Kłótnia na międzynarodowej scenie między prezydentem i premierem może bardzo zaszkodzić obu przyszłym kandydatom na urząd prezydenta, o interesie Polski nie wspominając.
Ale co, jeśli nie wojna? Wzajemne stosunki między obozem PiS-u i PO są bodaj czy nie gorsze niż między Kancelarią Prezydenta a Kancelarią Premiera. PiS jest w lepszej sytuacji, gdyż posłowie PO i rząd muszą podejmować decyzje, rozwijać inicjatywy ustawodawcze, radzić sobie z problemami, które wcale nie zniknęły z naszego życia. A chociaż w odbytej dopiero co wielkiej demonstracji Solidarności nie było wiadomo, o co chodzi, to jednak koniec wakacji i lata może przynieść realny wzrost niezadowolenia. Ot, choćby z powodu rosnącej inflacji i galopady cen w górę.
Rząd, czy chce tego, czy nie, będzie musiał coś z tym zrobić, opracować jakikolwiek plan działania. Nie jest to łatwe, bo wzrost cen i inflacja dotykają znaczną część państw UE - i nie wiadomo, czy wiele można w tej sprawie naprawdę zrobić. Ale tak czy inaczej rząd i tak będzie winny. Stwarza to dobrą sytuację do krytykowania i atakowania rządu przez PiS. Tym bardziej że ma w osobie prezydenta silne poparcie i Lech Kaczyński znów może zawetować ustaw, proponowane przez koalicję i przegłosowane w Sejmie. Aby zmienić tę sytuację, PO także musi zmienić strategię działania. Opinia publiczna, zwłaszcza w tej już toczącej się kampanii, ma wielkie znaczenie.
Trzeba więc zdobyć powszechne poparcie nie tylko posłów, o co łatwo, ale także opinii publicznej dla kolejnych, a ważnych dla Polski ustaw. Trudno będzie wetować prezydentowi ustawy, które będą rozumiane i popierane przez znaczącą większość Polaków. Ale to oznacza, że deklaracje PO i rządu premiera Tuska trzeba wreszcie zacząć realizować! Rząd bowiem, jak dotąd, raczej unika jak może prawdziwej publicznej dyskusji o problemach i proponowanych rozwiązaniach. Zdaje się korzystać z radosnego nastroju, jaki opanował chyba jednak zdecydowaną większość Polaków, o czym może choćby świadczyć roztańczony w weekend krakowski Rynek!
W tej sytuacji PiS też nie jest w dobrym położeniu, bo strategia napaści, krytyki i wyzwisk pod adresem PO na pewno nie przemówi do tych tysięcy, które przyszły tańczyć i oglądać taniec innych w Krakowie. A najwierniejszy elektorat PiS-u - ludzi wiecznie niezadowolonych - zaczyna się także wyraźnie kurczyć. W ciągu minionego pół roku gdzieś zanikł praktycznie wódz PiS-u, czyli Jarosław Kaczyński. Gdzie się podziały mocne zapewnienia, że opozycja będzie zgłaszać własne rozwiązania i zdobywać dla nich opinię publiczną? Wszak, generalnie, PiS jest jeszcze dalszy od publicznego dyskutowania problemów i tego, jak je rozwiązać, niż PO. Sądzę, że gdyby jednak Platforma postanowiła wyjść z okopów wojny pozycyjnej z PiS-em i prezydentem i zdecydowała się na szeroką dyskusję nad różnymi sprawami, od reformy służby zdrowia i coraz bardziej palącej sprawy emerytur poczynając, to także i opozycja, aby nie stracić poparcia, musiałaby podjąć merytoryczną debatę.
To, co dotąd napisałem, także mnie samemu wydaje się politycznym fantazjowaniem. Lecz rząd, tak czy inaczej, musi na coś się zdecydować, choćby dlatego, że coraz mocniej rozwijany projekt zmian w polskiej oświacie będzie wymagał poważnego potraktowania, a więc zmusi rząd, jak sądzę, do poważnej publicznej dyskusji. Nie mogą też w nieskończoność czekać rosnące problemy z działaniem naszej służby zdrowia, więc jak coraz większa tajemnica jawi mi się odpowiedź na pytanie: jak sejmowa koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz jej rząd z tego wszystkiego wybrnie?
Jedno wydaje mi się pewne: nie da się na dłuższą metę poprzestać na wojnie medialno-politycznej między dwiema głównymi partiami. Jedni bądź drudzy będą musieli zaproponować ludziom coś konkretnego, bo rozpadająca się służba zdrowia, budzący rosnące niezadowolenie system emerytalny czy wreszcie absolutnie konieczna reforma edukacji i nauki same się nie naprawią.
Medialno-polityczna wojna między dwoma obozami - jak mi się wydaje - zacznie się też nudzić ludziom, zwłaszcza wtedy, gdy znów zaczną porównywać naszą Polskę, wkraczającą w dwudziesty rok wolności, z innymi krajami Unii, już nie tylko z tymi, którzy zawsze nam imponowali, ale choćby z naszymi sąsiadami. Gdy zaczniemy sobie zadawać pytania, jak się żyje w Polsce i co w niej widać z tym, co można zaobserwować w Czechach czy nawet Słowacji, na Litwie i Łotwie, o ileż biedniejszych w punkcie wyjścia, czy na Węgrzech?
Odpowiedź może być bardzo nieprzyjemna dla rządzących, ale też i dla obecnej opozycji, poprzestającej na krytycznym wrzasku. Nie wiadomo, czy ta potrzeba realnej dyskusji i realnego działania na rzecz społeczeństwa i jego różnych grup nie stworzy warunków do pojawienia się nowych aktorów politycznych, którzy będą w stanie porwać Polaków. No i proszę, znowu te fantazje.
Ireneusz Krzemiński
Socjolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Ma 59 lat