Policja będzie jednak miała twardy orzech do zgryzienia, bo musi ustalić, czy został dźgnięty przez swoją znienawidzoną teściową, czy też sam się okaleczył. Zeznania obojga są bowiem całkowicie sprzeczne.
W tej sprawie niepodważalne jest tylko jedno - pan Zdzisław mieszka ze swoją żoną pod jednym dachem z teściową. Oboje szczerze się nie cierpią, a awantury są na porządku dziennym. Ostatnia ich kłótnia skończyła się jednak prawdziwym dramatem. Mężczyzna trafił do szpitala z raną kłutą klatki piersiowej. - Wszedłem do kuchni - opowiada Zdzisław Bogacz, który ma niedowład lewej strony ciała i porusza się o lasce. - Teściowa siedziała przy kuchennym stole. Miała pretensje, że mąż mojej córki ukradł jej kiedyś jakieś drobiazgi, m.in. skarpetki. Gdy przechodziłem obok niej, złapała laskę, na której się podpierałem. Przewróciłem się. A ona zaczęła mnie bić tą laską. Gdy udało mi się podnieść, chwyciła za nóż i uderzyła mnie nim w klatkę piersiową. Całe szczęście, że ostrze zatrzymało się na kości i nie przebiło płuca. Nie daruję jej tego - oburza się mężczyzna.
Teściowa sprawę widzi zgoła inaczej. - Niech mnie Pan Bóg pokarze, jeżeli kłamię - zaklina się. - Siedziałam przy stole i szykowałam sobie śniadanie. Wtedy on wszedł do kuchni. Złapał mnie za włosy i zrzucił z krzesła na podłogę. Sam też stracił równowagę. Gdy się podnieśliśmy, złapał za nóż i zaczął nim wymachiwać. Skaleczył mnie w rękę. No to uciekłam wtedy z domu. I już słyszałam tylko, że zaczął dzwonić na policję. Nie dźgnęłam go tym nożem. Musiał sam się skaleczyć, żeby zwalić na mnie całą winę, nicpoń jeden.
Sprawą zajęli się policjanci, ale na razie nikt nie usłyszał zarzutów. - Wyjaśniamy okoliczności tego zajścia - mówi Aneta Komorowska (28 l.) z policji w Radomsku.