Wielkoduszni darczyńcy nie szczędzili pomocy dla pani Violetty (51 l.) i pana Wojciecha (61 l.), którzy bezskutecznie walcząc ze śmiertelnymi chorobami starają się odbudować dom dla swojej córki Matyldy (10 l.). - Tylko dzięki wam po naszej śmierci Matylda będzie miała dach nad głową - mówi pani Violetta, której oczy przepełnione są wdzięcznością.
Ogrom tragedii, które spotkały rodzinę Buszyńskich, trudno opisać!
O swojej chorobie nowotworowej najpierw dowiedziała się pani Violetta. Kilka tygodni później na raka jelita grubego zachorował jej ukochany mąż. I choć oboje podjęli walkę ze śmiertelną chorobą, to szybko okazało się, że nowotwór wygrywa. Kiedy Buszyńscy pomyśleli, że nic gorszego ich nie spotka - stała się kolejna potworna rzecz. Spłonął ich dom, dorobek całego życia. - Wiedzieliśmy, że musimy go odbudować, dla Matyldy - mówi pani Violetta. Problem polegał na tym, że i pani Violetta, i jej mąż Wojciech są w tak ciężkim stanie, że nie mogą pracować. Z marnej renty nie byli w stanie odbudować domu. Na szczęście wtedy pojawili się wybawiciele, czyli nasi Czytelnicy. - Dostaliśmy 10 tys. złotych i sporo materiałów budowlanych od jednej z sieci handlowych. Mogłam zapłacić za już wykonane prace robotnikom. Teraz stawiamy ścianki działowe. Ruszyły roboty wewnątrz domu, na które brakowało nam pieniędzy. Nie wiem, jak mam dziękować - drżącym ze wzruszenia głosem mówi pani Violetta.