"Super Express": - Czy w metodologii działania polskiego establishmentu istnieje jeszcze coś takiego, jak poczucie dobrego smaku?
Rafał Ziemkiewicz: - Czegoś takiego nie ma już od dawna.
- Jakie miejsce w hierarchii tego niebytu zajmuje postać posła Janusza Palikota?
- W przeciwieństwie do pajaców z urodzenia, którzy zachowują się w jakiś sposób szczerze - na ile im ich choroba pozwala - czyli ludzi rodzaju Stefana Niesiołowskiego, Palikot jest człowiekiem, który takie zachowanie cynicznie wykalkulował i to, jak sądzę, w konsultacji z PR-owcami.
- Jest osobą sławną. Czy to się przełoży na sukces wyborczy?
- Jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków w Polsce jest Janusz Korwin-Mikke. To chyba najbardziej czytany bloger. Jest postacią, która ściąga tłumy na spotkaniach nawet w najmniejszych miejscowościach. Ale kiedy przychodzi do wyborów, jego wyniki nie są imponujące. Nie jest to bowiem ten rodzaj popularności, który owocuje chęcią głosowania na daną osobę. Nie przeceniałbym przypadku Palikota. On zdobywa popularność, ale jest to popularność gwiazdy popkultury, a nie polityka.
- Dlaczego wybrał taką strategię działania?
- Aby być rozpoznawalnym. Zapewne ktoś go przekonał, że później zdoła zrzucić z siebie odium, które się wiąże z tą jego specyficzną popularnością, ale samą popularność zachowa. Użyłem przykładu Korwin-Mikkego: trzeba zauważyć, że on nigdy nie próbował spoważnieć. Przeciwnie, jeżeli powie rzecz odebraną jako skandaliczna - brnie w to. Palikot zaś przeszedł w swoim życiu już wiele przemian. Przypominam sobie Janusza Palikota, który rozpoczynał działalność publiczną w "Tygodniku Powszechnym" jako chrześcijański biznesmen opowiadający o tym, jak to gorącą wiarę katolicką można łączyć z robieniem interesów. Później, jako wydawca "Ozonu", zbliżył się do środowisk "Frondy". Następnie wymyślił sobie, że tamte wcielenia nie opłacają się, a opłaci się wcielenie w enfant terrible, medialnego chama.
- Wewnątrz Platformy Obywatelskiej jest często mocno krytykowany...
- Jest on, jak Stefan Niesiołowski, człowiekiem, który istnieje w PO z łaski Donalda Tuska. Jeżeli Tusk w którymś momencie stwierdzi, że ma z Palikota więcej szkody niż pożytku, po prostu go zlikwiduje - podzieli on los Gilowskiej, Płażyńskiego, Olechowskiego. Dlaczego nadal go trzyma? Bo wciąż się Tuskowi opłaca. Choć pojawiają się też wyjaśnienia spiskowe i nieweryfikowalne. Mówi się, że Donald Tusk jest jakoś uzależniony od Palikota finansowo. Temu wiary nie daję.
- Może to, co poseł Palikot zrobił w Lublinie, jest odpowiedzią na ostry spot telewizyjny PiS?
- Sądzę raczej, że jego występ był związany niejasnościami z jego przeszłości. Finansowanie się z własnych pieniędzy przez podstawione słupy to jest przewinienie, które może zwykły obywatel by wybaczył, ale dlaczego postępowanie w tej sprawie umorzyła prokuratura? Można podejrzewać, że gdyby nie chodziło o Janusza Palikota, tylko np. o Renatę Beger, to postępowanie zostałoby doprowadzone do końca.
- Pamiętając o zasadzie decorum: jak na działania posła Palikota powinna zareagować Kancelaria Prezydenta?
- Nie powinna w ogóle reagować. Podejmowanie dialogu z Palikotem sprowadza dialogującego do poziomu, który wybrał Palikot.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta "Rzeczpospolitej"