Młoda mama urodziła swojego synka Kubusia w szpitalu w Sulęcinie (woj. lubuskie). Chociaż maluszek jest wcześniakiem i waży zaledwie dwa kilogramy, początkowo nic nie zapowiadało, że jest poważnie chory. Dopiero badanie krwi wzbudziło niepokój lekarzy. – To może być rzadka choroba metaboliczna. Musicie jechać do kliniki do Poznania – usłyszeli rodzice noworodka. Do strachu o życie dziecka i bólu po przebytym porodzie w szpitalu w stolicy wielkopolski doszedł jeszcze jeden problem.
– Nie mam na czym spać – mówi załamana Angelika, która dostała od personelu szpitala… karimatę i śpiwór i kąt na podłodze. – No więc śpię na tej podłodze – dodaje obolała kobieta.
– Martwimy się nie tylko o chorego Kubusia, ale też o jego mamę, że się na przykład przeziębi a po nocach spędzanych na podłodze nie będzie miała siły zajmować się swoim dzieckiem – martwią się najbliżsi Angeliki.
Jeden z lekarzy pracujących na oddziale, który prosi o zachowanie anonimowości, bezradnie rozkłada ręce i mówi, że bardzo chciałby, żeby na jego oddziale były lepsze warunki. Na tym chceniu jednak się kończy.
– To nie jest nawet kwestia pieniędzy, ale warunków lokalowych – zaznacza z kolei dr Dorota Woźnicka, zastępca dyrektora szpitala do spraw medycznych.
W takiej samej sytuacji jak Angelika Pietrzak jest w tym szpitalu więcej rodziców. – Gdy sale są małe, rodzice muszą spać na tych karimatach pod łóżeczkami swoich dzieci – mówi z rozbrajającą szczerością pani wicedyrektor i zaraz dodaje, że dyrekcja stara się powiększać bazę dla rodziców, wspiera ich zresztą Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, ale trudne warunki lokalowe nawet nie pozwalają na wykorzystywanie rozkładanych foteli dla rodziców.
– Warunki są ciężkie, a my informujemy o tych warunkach rodziców – mówi pani dyrektor i dodaje, że póki co nic więcej nie może zrobić.
Oto XXI wiek w polskiej służbie zdrowia!