Dorobek życia pana Jana Koska (40 l.) z Podchybia koło Lanckorony w jednej chwili zamienił się w ruinę, po tym jak z niewielkiej góry z impetem zaczęła spadać błotna lawina.
Najpierw na warsztacie, a potem na domu pana Jana zaczęły pojawiać się rysy. Potem oba budynki zaczęły trząść się w posadach. - I wszystko zaczęło się walić - ze łzami w oczach opowiada pan Jan. Muldy ziemi niczym walec stoczyły się z góry i miażdżyły kolejne zabudowania. Na szczęście pan Jan zdążył zabezpieczyć drogę ucieczki swojej żonie Małgorzacie (37 l.) i ukochanym dzieciom: Asi (17 l.), Tomkowi (13 l.) i Filipowi (7 l.). Na razie Koskowie schronienie znaleźli u rodziny, ale doskonale zdają sobie sprawę, że być może już nigdy nie będą mogli wrócić do zawalonego pod naporem ziemi domu. - Co teraz z nami będzie? - pan Jan zadręcza się. - Niecałe pół roku temu zakończyłem remont domu, a teraz wszystko straciłem. Mieszkaliśmy tu 17 lat i było wspaniale - rozpacza mężczyzna.
Najgorsze jest to, że dramatycznych historii, takich jak ta rodziny Kosków, w samej Małopolsce są setki. Według szacunków służb ratowniczych w tym rejonie Polski zagrożonych jest około stu budynków. W całym województwie doliczono się już 1300 osuwisk. Najnowsze pojawiły się w Kłodnem koło Limanowej, gdzie zniszczeniu uległo dziesięć domów. Rozmiar dramatu może się jednak powiększyć, bo zapowiadane deszcze mogą spowodować kolejne błotne lawiny.