Nie ma dumy, nie ma nadziei. Jest tylko pustka, rozpacz i odświętna sutanna, którą syn zostawił w domu. Tyle zostało po jej ukochanym Janku.
Tego bólu nic nie jest w stanie ukoić. Stanisława Osińska cały czas patrzy na sutannę Janka, która wciąż wisi na wieszaku w dużym pokoju. - Mój synu, mój synu, osierociłeś mnie - nie płacze, ale krzyczy z bólu i rozpaczy. Gdy usłyszała o tym, co stało się pod Smoleńskiem, do końca wierzyła, że jej syn przeżył. Jako wojskowy dawał sobie radę w tylu sytuacjach.
Jan kochał wojsko, żołnierskie życie, a jednocześnie wciąż ciągnęło Go do Boga, do Kościoła. Jeszcze w drugiej klasie liceum służył do mszy, myślał o pójściu do seminarium. Potem wszystko się odmieniło. Zwyciężył mundur - Jan Osiński poszedł na studia do Wojskowej Akademii Technicznej. W 2001 roku przyjął święcenia kapłańskie i szybko robił karierę. Przez trzy lata pełnił posługę w Dęblinie, potem pracował jako wicekanclerz Kurii Polowej Wojska Polskiego i sekretarz biskupa polowego WP. Właśnie z Nim ruszył w swą ostatnią podróż. Był dumny, że znalazł się w tak doborowym gronie, wśród najznamienitszych osób w państwie. Nie bał się śmierci. - Kto siedzi przy piecu, temu mniej grozi niż mnie. Ale taka służba - wzruszał ramionami. - Została mi po Tobie tylko sutanna - szlocha zrozpaczona matka.
Złóż kondolencje: