Wynik 21,95 m uzyskany w Sztokholmie to nie tylko rekord kraju w pchnięciu kulą, lepszy aż o 27 cm od wyniku Edwarda Sarula (51 l.). To także najlepszy rezultat na świecie w tym sezonie.
- Czuję się dobrze, nie zaszumiało mi w głowie - uśmiecha się Majewski w rozmowie z "Super Expressem". - Nawet jeszcze do mnie to nie dotarło. Wyszło mi wreszcie naprawdę dobre pchnięcie: szybkie, mocne i trafione w odpowiedni punkt.
Ten "punkt" to odpowiednie zablokowanie nóg i bioder przed wypchnięciem kuli. Dotąd nasz mistrz miał z tym kłopoty. Skoro zaczyna sobie z tym radzić, być może kula wkrótce poleci jeszcze dalej. Dzisiaj Majewski startuje w mistrzostwach Polski w Bydgoszczy, a kolejny występ czeka go w mistrzostwach świata w Berlinie - 15 sierpnia.
- Do 22 metrów zabrakło niewiele, ale nie miałem żalu do kuli, że nie poleciała tak daleko. W ten sposób ciągle mam przed sobą ten cel - mówi świeżo upieczony rekordzista Polski. - Zostawmy go na Berlin. Jeżeli marzenie ma się spełnić, to najlepiej tam. Chciałbym tam wykonać próby z taką szybkością i mocą, żeby technika była najlepsza.
Mistrz olimpijski niczym biblijny siłacz Samson od wielu lat nosi długie włosy.
- Nie ma mowy o ich ścinaniu. W tym roku nawet ich nie skracałem - deklaruje kulomiot.
Poprzedniemu rekordowi Polski zabrakło jednego dnia do 26. rocznicy. Edward Sarul ustanowił go wtedy w Sopocie, a tydzień później zwyciężył w mistrzostwach świata. Majewski pobił ten rekord także na wybrzeżu Bałtyku i tuż przed mistrzostwami świata. Życzymy powtórki!
Kula spadła mi z serca
Edward Sarul (51 l.), jedyny polski mistrz świata w kuli (1983) i dotychczasowy rekordzista Polski: - Ile to już trwało lat! Teraz jakby kula spadła mi z serca, bo za długo nosiłem to brzemię. Cieszę się i gratuluję. Rekord trafił teraz w godne ręce - ręce kandydata do tytułu mistrza globu. Nawet nie wypadało, by mistrz olimpijski nie rozprawił się z rekordem kraju. Tomek przez kilka lat walczył z granicą 21 metrów, a teraz przełamuje nowe bariery. Może pchnąć 22 i pół metra, nawet w tym roku.