Dziewczynka uszła z życiem tylko dlatego, że jej matka w porę wróciła do domu i znalazła dotkliwie pobitą Julcię, która z trudem łapała każdy oddech. Dopiero po specjalistycznych badaniach wyszło na jaw, że dziecko było już wcześniej katowane przez bestialskiego ojca.
Dawid G. miał opiekować się swoją czteromiesięczną córeczką, gdy jego żona wyszła na spacer z psem. Zaledwie 15 minut jej nieobecności wystarczyło, by zwyrodniały ojciec ujawnił swoje prawdziwe oblicze. Gdy Julka zaczęła płakać, mężczyzna znalazł tylko jeden sposób na jej uciszenie. Podszedł do dziecka i z całych sił zaczął je walić pięścią. Gdy matka wróciła ze spaceru, przerażona wezwała pogotowie. Lekarze natychmiast podjęli decyzję o przewiezieniu dziewczynki do Centrum Pediatrii w Chorzowie. Gdy maleństwo już znalazło się na oddziale, medycy powiadomili policję o tym, że obrażenia Julki mogą wskazywać na pobicie.
- Dziecko miało obrażenia ciała w postaci urazu głowy, zasinienia policzka i powieki. Są to świeże rany. Po wykonaniu badań tomograficznych stwierdzono także złamanie kości ciemieniowej prawej i krwawienia wewnątrzczaszkowe. To może świadczyć o tym, że dziewczynka była bita przez ojca już wcześniej - tłumaczy Krzysztof Mandat (56 l.), ordynator chirurgii dziecięcej. Lekarz mówi, że stan Julci jest ciężki, ale stabilny.
Dawid G. został zatrzymany przez policję i doprowadzony do prokuratury. Podczas przesłuchania przyznał się do pobicia czteromiesięcznej córki. Mężczyzna usłyszał zarzut cięż-kiego uszkodzenia ciała. - Grozi mu do 10 lat więzienia - informuje Anna Włosik-Jachym z Prokuratury Rejonowej w Chorzowie. - Na razie postawiono mu jeden zarzut. Będziemy jednak przesłuchiwać dalej świadków, poprosimy biegłych lekarzy o opinię w sprawie dziecka. Chcemy dowiedzieć się, czy obrażenia na jej ciele są świeże, czy niektóre z nich były już wcześniej. Mama Julci, która czuwa przy łóżeczku dziecka w szpitalu, nie chce rozmawiać.
Fragmenty zeznania Dawida G., które złożył w chorzowskiej prokuraturze
Nie wiem, dlaczego przyłożyłem jej dłonią w twarz... Byłem zdenerwowany, wkurzony. Nie wiem, dlaczego tak rozdrażnił mnie płacz córki. To był moment. Chciałem ją uspokoić, ale nie reagowała na słowa. Myślałem, że jak dam jej smoczek, to będzie cicho. Chciałem wyjąć jej smoczek z rączki, bo płakała. Dałem jej w twarz. To był jakiś nagły odruch, dziecko się wystraszyło i ucichło na chwilę.