- Możemy tylko potwierdzić, że w naszej placówce odbył się ślub premiera Marcinkiewicza - powiedziała nam wczoraj jedna z urzędniczek konsulatu generalnego RP w Barcelonie.
Konsul Marek Pernal, który udzielał parze ślubu, na prośbę Marcinkiewicza nie chciał ujawniać szczegółów. Ale "Super Expressowi" udało się poznać kulisy tej uroczystości. Okazuje się, że były premier specjalnie się nie wysilił. Było skromniutko i szybciutko. Uroczystość, jeżeli w ogóle tak można nazwać podpisywanie dokumentów, trwała niespełna pół godziny. Nowożeńcy oraz dwoje świadków, znajomych Izy, zebrali się w maleńkim pokoju. - Nie ma tam żadnego specjalnego wystroju. Po prostu pokój z biurkiem i krzesłami - opowiada nam jedna z urzędniczek. Konsul Marek Pernal miał na sobie zwykły garnitur. Po ślubie świeżo upieczeni małżonkowie oraz świadkowie udali się na kolację. Ale nie było to żadne przyjęcie z szampanem, tortem ślubnym i tańcami do białego rana. Zwykła kolacja w restauracji.
Dlaczego Marcinkiewicz i jego kochanka wzięli tajny ślub, zamiast podzielić się swoim szczęściem z całym światem, a przynajmniej z przyjaciółmi i rodziną? Dlaczego nawet rodzice Izabeli, którzy poświęcili jej całe życie i z taką troskliwością wychowywali przez tyle lat, nie zostali zaproszeni na uroczystość? "Ukryte piękno (wydarzenie) jest lepsze od jawnego" - napisała wczoraj na internetowym blogu młoda żona byłego premiera. Ale mama Izy ma do niej olbrzymi żal, że córka nie zaprosiła jej na ślub i nawet nie przedstawiła swojego męża. - Pana Marcinkiewicza znam tylko z gazet - mówi rozżalona mama Izy, Jadwiga O.