I jak tu nie wierzyć w cudowną moc miłości? Agnieszka Woś (26 l.) z miłością patrzy na swego Wiktora i czule głaszcze go po twarzy. Uwielbia to robić, bo wie, że i Wiktorowi jej pieszczoty sprawiają wielką przyjemność. - Teraz jesteś jeszcze przystojniejszy niż przed wypadkiem - szepce do ucha szczęśliwemu mężczyźnie.
Od ponad sześciu lat stanowią zgodną i kochającą się parę. Ona zajmuje się domem, on zaś pracuje jako budowlaniec. Naprawdę trudno uwierzyć w to, że pan Wiktor z powodu rozległych poparzeń twarzy jedną nogą był już w grobie. W kwietniu 2008 roku nie przypominał w ogóle istoty ludzkiej. W efekcie wypadku, jakiego doznał podczas wiosennych prac w ogrodzie - zapaliła się na nim benzyna z pilarki spalinowej - miał obrażenia drugiego i trzeciego stopnia czoła, ust i policzków. Jego głowa zamieniła się w jedną wielką i krwawiącą ranę.
W szpitalu spędził kilka tygodni, bardziej niż niewyobrażalnymi cierpieniami ciała zadręczając się tym, czy jego młoda i śliczna kobieta zechce spojrzeć na takiego brzydala. Ale pani Agnieszka nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że mogłaby być z kimś innym niż Wiktor. - Byłam i jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie - zwierza się kobieta.
Po wyjściu ze szpitala Wiktor ani razu nie pojawił się tam na kontroli. A twarz zdrowiała z dnia na dzień. Jaki to cudowny lek? - Przytuli się do mnie, pocałuje i tyle - mruga okiem i nadstawia policzek do pocałunku.