30 sierpnia 1994 r. Marcin D., narzeczony Joanny Sendeckiej, znajduje jej ciało w mieszkaniu na X piętrze bloku przy ul. Żmudzkiej. Kobieta leżała w kałuży krwi, miała podcięte gardło, rany na ramionach, udzie, dłoniach. Najwyraźniej się broniła. Z domu zginął radiomagnetofon i dwie renty, które Joanna otrzymywała po ojcu. Makabryczna zbrodnia wstrząsnęła miastem, powołano specjalną grupę śledczych do jej wyjaśnienia. Przesłuchano kilkadziesiąt osób - krewnych, sąsiadów, znajomych. Analizowano alibi narzeczonego. Po dwóch latach... śledztwo zostało umorzone.
Sprawę udało się rozwikłać dopiero po 20 latach. Zrobił to zespół zwany Archiwum X bydgoskiej policji. Pomógł w tym m.in. postęp technologiczny. Morderca zostawił odcisk palca na kablu telefonicznym. Nie był on dobrze zachowany, ale udało się go komputerowo odtworzyć. Okazało się, że to odcisk palca Sławomira G. W czasie zabójstwa był sąsiadem Joanny, mieszkał pięć pięter niżej. Podkochiwał się w dziewczynie, a ona zaręczyła się z innym...
Przed rokiem Sławomir G. został aresztowany, a wczoraj ruszył jego proces. Średniego wzrostu, owalna twarz, włosy ściągnięte w kitkę. Trzy lata po morderstwie się ożenił, ma dziecko. Przed zatrzymaniem był magazynierem. Prokurator oskarżył go o zabójstwo, odtworzył jego przebieg.
Sławomir G. nie przyznał się do winy. Tłumaczył, że co prawda tamtego dnia był w mieszkaniu Joanny, ale jej nie zabił. Doszło między nimi do szarpaniny, bo dziewczyna chciała go pocałować. Słuchając tego, mama i narzeczony Asi tylko kręcili głowami.
Zobacz: Ciało kobiety w ciąży pod mostem w Głogowie. MORDERSTWO?