Życie małej Hani zmieniło się w święta ubiegłego roku. Przy wigilijnym stole ktoś zrobił z fleszem zdjęcie półrocznego bobasa. Okazało się, że na fotografii widać w prawym oczku tak zwany koci błysk świadczący o nowotworze. Rodzice natychmiast zabrali córeczkę do lekarza, a 5 stycznia byli już na onkologii. - Guz miał 1,5 cm. Hania od razu dostała chemię - mówi Marcin Pietraszewski, tata dziewczynki. Pod koniec kwietnia, po pięciu kolejnych cyklach chemioterapii, lekarze byli dobrej myśli. Niestety. - W lipcu okazało się, że guz wrócił jeszcze silniejszy - opowiadają rodzice. Zastosowano kurację nowym lekiem, melphalanem, ale i to nie przyniosło rezultatu.
Co gorsza, nastąpiły komplikacje i Hania trafiła na oddział intensywnej terapii. Wtedy lekarze znowu zastosowali chemię, ale w październiku oznajmili rodzicom, że trzeba amputować oko. - Nie poddaliśmy się. Zdobyliśmy kontakt do doktora Davida Abramsona z USA, który prowadzi supernowoczesną terapię. Jednak jej koszt to ponad milion złotych - mówi ze smutkiem pan Marcin. A Hania nie ma wiele czasu. Nowotwór nie odpuszcza. - Błagamy, pomóżcie ratować naszą córeczkę i podarujcie jej na święta zdrowe oczko - apelują rodzice.