Martyna S. nie przeczuwała niczego złego, kiedy rano do jej drzwi zapukał Kamil P. Mieszkał w tym samym bloku przy ul. Chłodnej w Warszawie, znali się od dziecka, więc bez wahania wpuściła go do środka. Chłopak, znany z zamiłowania do używek, prawdopodobnie przyszedł do niej pożyczyć pieniądze na kolejną działkę. Gdy odmówiła mu, wyciągnął nóż i rzucił się na dziewczynę...
Kilka godzin później z pracy wróciła matka Martyny. Zobaczyła córkę z poderżniętym gardłem leżącą w łazience w kałuży krwi. Przeraźliwy krzyk kobiety postawił na nogi wszystkich sąsiadów.
Zobacz: Bielsko-Biała. Zabiła i pocięła zwłoki piłą
- Ostatni raz matka widziała ofiarę, kiedy wychodziła do pracy. Zamknęła wtedy drzwi wejściowe na klucz. Po powrocie stwierdziła, że były otwarte. Z mieszkania zniknęła biżuteria - mówi st. asp. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.
Poszukiwania sprawcy nie trwały długo. Kamil P. został zatrzymany następnego dnia. Kryminalni znaleźli jego zakrwawione ubranie w śmietniku na pobliskiej ulicy. Morderca miał przy sobie część biżuterii, którą ukradł konającej sąsiadce. Resztę zdążył zastawić w lombardzie. - Były to głównie pierścionki, łańcuszki i kolczyki - mówi jeden ze śledczych.
Sąsiadki z bloku, w którym mieszkali Martyna i jej zabójca, są w szoku. - To była taka wspaniała dziewczyna. Nie piła, nie chodziła nigdzie po nocach. Studiowała, pracowała, miała kochającego chłopaka. To niewyobrażalna strata - mówi jedna z nich. O Kamilu mają odmienne zdanie. - To zwykły ćpun i degenerat. Chodził zakapturzony po osiedlu i szukał guza. Ale jak wybił szybę czy komuś ząb, rodzice zawsze mu pobłażali - opisuje inna.
Zabójca Martyny trafił już do aresztu na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie.