Ucieczka chorego Daniela, który ma problemy z komunikowaniem się to kolejny krzyk rozpaczy dziecka! Dwunastolatek zaginął we wtorek 13 listopada. Wyszedł do babci około 14.30, bawił się na podwórku w pobliżu jej domu. Jednak około 16.00 już go tam nie było. Chłopcu towarzyszył mały pies Misiek. Policjanci po tym jak otrzymali zgłoszenie natychmiast rozpoczęli poszukiwania. Do akcji zaangażowano wszelkie możliwe służby. Tysiąc osób dzień i noc przeczesywało lasy i okoliczne tereny. Dziecka szukała też rodzina i okoliczni mieszkańcy, a także kilkadziesiąt stowarzyszeń. Chłopca który błąkała się po leśnych ścieżkach bez jedzenia i picia oraz snu odnalazł grzybiarz, którzy najpierw zauważył psa. Wychłodzony i przestraszony dwunastolatek nie miał butów. Mężczyzna to mieszkaniec wsi. Znał Daniela i jego psa. Chłopiec natychmiast helikopterem został przewieziony do szpitala w Rzeszowie. Niestety nie można mówić o szczęśliwym finale tej historii. Już podczas poszukiwań śledczy aresztowali ojca Daniela, Krzysztofa S. (37l) podejrzanego o przestępstwa seksualne wobec swoich dzieci!
– Postępowanie toczy się w sprawie związanej z zaginięciem chłopca, a w związku z tym z narażeniem go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia i jest to związane z nienależytym sprawowaniem opieki przez osoby, które z mocy prawa są zobowiązanie do sprawowania pieczy nad dzieckiem. Natomiast drugi wątek tego postępowania jest bezpośrednio związany z podejrzeniem popełnienia czynu o charakterze seksualnym na szkodę małoletniego dziecka– powiedział prokurator z Prokuratury Rejonowej w Brzozowie Marcin Bobola.
Lokalna Prokuratura nie chce zdradzać szczegółów sprawy ze względu na dobro rodzeństwa, ale śledczy zaznaczają, że sprawa jest rozwojowa. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy najbardziej poszkodowana miała być kilkuletnia dziewczynka. Młodsza siostra Daniela i to ona trafiła do brzozowskiego szpitala.
Gehenna przed którą uciekł Daniel miała trwać latami. Sąsiedzi o rodzinie S. w Izdebkach nie mówią nic dobrego.
-S. żyli z zasiłków i pomocy społecznej. Żadne z rodziców nie pracowało. Joanna skończyła z trudem wiejska podstawówkę, matka dziesięciorga dzieci chorowała, ojciec po zawodówce Krzysztof pil bez umiaru, areszt nie był mu obcy miejscem, bo siedział już wcześniej- mówi najbliższa sąsiadka. Rodzina mieszkała w lichym domu, na bardzo zaniedbanym podwórku u skraju lasu. -Dwanaście osób gnieździło się w dwóch malutkich pokojach, kuchni i łazience. Daniel to ich najstarszy syn, był bardzo odosobniony. Nie chciał z nikim rozmawiać i unikał kontakt z ludźmi-dodała sąsiadka. Sąsiedzi mówią, że chory chłopiec najwięcej czułości okazywał swojemu małemu psu Miśkowi.
Sołtys Izdebek Zbigniew Szpiech zaznaczał, że rodzina S. w domu odziedziczonym po kimś z rodziny mieszkała około 13 lat. –To straszne przykre co się dowiadujemy. Ja nie wyobrażam sobie, że ten Krzysztof robił coś tym swoim dzieciom. W głowie mi się to nie mieści! Choć, że była to rodzina wymagająca pomocy wiedzą wszyscy. To nie jest pierwsza ucieczka Daniela. Już kilka raz uciekał z domu tak oficjalnie, a ile razy było tak, że go ludzie przyprowadzili i nie było zagaszane to nie wiadomo- powiedział sołtys.
Do domu rodziny S. przychodziły opiekunki z GOPSU. Ostatnimi czasy ich sytuacja materialna się poprawiła, przez pomoc 500+. Jednak Joanna i Krzysztof nieumiejętnie korzystali z tych środków. Nie potrafili zapewnić swojej rodzinie podstawowej opieki. Co prawda zrobili remonty w domu, ale budynek ciągle nie wygląda jakby miało w nim mieszkać dwanaście osób. W tym malutkie dzieci. Najmłodsze ma niespełna dwadzieścia miesięcy! Jednak to w tym malutkim domu miało dochodzić do strasznych sytuacji, przez które Daniel mógł uciekać. Czy nikt nie widziała tragedii tej rodziny, która dział się w tych czterech ścianach?
Aktualnie dzieci przebywają w placówce opiekuńczej, prokuratura wystąpiła o wyznaczenie kuratorów dla dzieci. W sprawie ojca dzieci prowadzone jest postępowanie.