Kazimierz Jastrząb (59l) z Nockowej na Podkarpaciu z ofiary stał się bandytą. Wszystko przez to, że sam znalazł swój skradziony samochód i go odebrał!
Pan Kazimierz w 2006 roku w rzeszowskim salonie samochodowym kupił za 39 500 zł nowego Opla Astrę.
–To miało być auto dla żony. Kupiliśmy je nowiuśkie, wyrobiliśmy wszystkie potrzebne dokumenty, kartę pojazdu, zarejestrowaliśmy i opłacaliśmy. Żona była szczęśliwa i jeździła nim-wspominał mężczyzna.
Pech mężczyzny rozpaczał się w 2010 roku, kiedy auto zostało skradzione z ulicy! Sprawa trafiła na policję, ale funkcjonariusze przez lata nie mogli znaleźć samochodu. Kiedy rodzina już się pogodziła ze stratą czterech kółek, syn pana Kazimierza przeglądając internetowy portal, gdzie wystawione są samochody na sprzedaż trafił na znajomego opla astrę.
- To był rok 2014. Syn przybiegł do mnie i mówi, że nasz samochód jest wystawiony na sprzedaż. Poznałam go, bo miał charakterystyczną nakleję z tyłu, oraz ciągle był nieprzerejestrowany! Jeździł na naszych blachach i na tych tablicach był wystawiony do sprzedaży za osiem tysięcy zł! Od razu zadzwoniliśmy pod podany numer i umówiliśmy się na spotkanie w następny dzień. Nie mogliśmy pojechać od razu, bo auto było we Wrocławiu -relacjonował pan Kazimierz.
Ojciec z synem następnego dnia spakowali dokumenty i zapasowe kluczyki do Opla Astry i wyjechali na umówione spotkanie ze sprzedawcą do Wrocławia.
- Popełniliśmy błąd, bo po samochód przyjechaliśmy autem na rzeszowskich tablicach. Sprzedający naszego opelka, chyba się tego wystraszył i nie wyszedł. Czekaliśmy na niego kilka godzin! Dzwoniłem wielokrotnie, ale bez skutku. W końcu zdenerwowany wziąłem zapasowy kluczyk i otworzyłem swoje auto. Samochód odpalił i wyruszyliśmy do domu- relacjonował mężczyzna- Jak żona znów zobaczyła swoje auto to płakała ze szczęścia. Wjechałem nim do pustego od czterech lata garażu i poszliśmy Spa- dodaje
Na drugi dzień pod domem Jastrzębiów pojawiło się mnóstwo policji. Kilka radiowozów i kilkunastu funkcjonariuszy z holownikiem. Policjanci przyjechali po auto, bo właściciel z Wrocławia zgłosił kradzież!
-Chcieli, żebym im oddał kluczyki, żona płakała znów, nie chciała tego zrobić. Pokazywałam dokumenty, że to ja kupiłem ten samochód. Policjanci jednak nie reagowali. Zabrali mój samochód z garażu i zwieźli go na parking policyjny do Ropczyc. Z tego wszystkiego zapomniałem, że w samochodzie zostawiłem swoją teczkę z dokumentami. Miałem firmę transportową i w samochodzie, który zabrała policja były wszystkie licencje, zgody na przejeżdżanie granic, pozwolenia. Moje wszystkie uprawienia, bez których nie mogę prowadzić firmy! Policjanci nie chcieli mi oddać niczego z auta, a jak pojechałam po to na drugi dzień samochodu nie było już w Ropczycach! Powiedzieli, że auto pojechało do Wrocławia! Nie dali mi żadnych dokumentów. Po prostu zabrali samochód! Potem zgłaszałam to, ale sprawę umorzono, a ja nie mogę od tego czasu prowadzić swojej firmy-opowiadał załamany kierowca. Mężczyzna, nie może wyrobić duplikatów dokumentów, bo policja nie chce przyjąć zawiadomienia o kradzieży.
Auto po raz kolejny przepadło w 2014 roku, a policja i prokuratura odsyłają go z kwitkiem. Wrocławska prokuratura na pytanie o sprawę pana Kazimierza odsyła dziennikarzom lakoniczny komunikat- Informuję, że na chwilę obecną nie jest możliwe udzielenie odpowiedzi na pytania, ze względu na fakt, iż akta sprawy zostały wypożyczone i nie znajdują się w Prokuraturze Rejonowej dla Wrocławia Psie Pole. Udzielenie informacji będzie możliwe po zwrocie akt do prokuratury- informowała Justyna Pilarczyk, Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Pan Kazimierz już nie chce samochodu, który według niego przepadł bezpowrotnie. Chciałby tylko odzyskać dokumenty, które w nim pozostawił. - Za brak tych dokumentów już dostałem karę od Inspekcji Transportu Drogowego w wysokości 10 tys. zł, chociaż nigdzie nie jeździłem!- dodaje zdenerwowany.
To jednak nie koniec kłopotów pana Kazimierza ze skradzionym autem. Pojazdu nie można wyrejestrować, zgłosić ponownej kradzieży. Właścicielem ciągle jest Kazimierz Jastrząb i to do niego przychodzą kolejne mandaty z… Wrocławia. Obecnie nazbierało się ich już na kwotę 6 tys. zł! Mężczyzna zdecydował się ich nie płacić, od trzech lat też nie płaci za ubezpieczenie samochodu. Pat tej sytuacji wydaje się nie mieć końca. Dlaczego policja nie zabezpieczyła samochodu do wyjaśnienia sprawy… nie wiadomo.