O cuchnącym kłopocie mieszkańców wsi Załuskie Kościelne po raz pierwszy pisaliśmy w październiku ub.r. Wówczas w środku wsi straszyła tylko jedna chlewnia na ok. 200 macior, należąca do Grzegorza Osmólskiego (55 l.). Już wtedy jednak kolejną i znacznie większą zaczął budować jego syn Maciej (28 l.). Budowa dobiega właśnie końca. Ponadto ojciec niedawno ruszył z budową paszarni dla tuczników, usytuowaną także w środku wsi.
- Smród jest nie do zniesienia. W chlewni kumulują się gazy, w szambach zbiera się gnojowica wylewana potem na pola. Chorują starzy i młodzi - opisują swą gehennę mieszkańcy wioski. To jednak nie koniec ich zarzutów do inwestorów. - Budowy ciągną się miesiącami. Drogi są rozjeżdżane przez ciężki sprzęt, wszędzie błoto po kolana i góry śmieci. A oni mówią, że nie są uciążliwi - złości się sołtys wsi Elżbieta Moczulska (45 l.). - Nawet krzyża nie uszanowali i z ludźmi się nie liczą - dodaje mieszkanka wsi Stanisława Bagińska (79 l.).
Mieszkańcy od lat walczą o czyste powietrze i porządek w swojej wiosce. - Piszemy do wszystkich możliwych urzędów, sporządzamy opinie, składamy zawiadomienia do prokuratury i sądów. I nic, nikt się z nami nie liczy - tłumaczy pani sołtys.
- Przez sąsiadów przeszliśmy chyba wszystkie możliwe kontrole i wciąż musimy tłumaczyć się w urzędach i sądach - ripostuje Grzegorz Osmólski. - Nasze chlewnie spełniają najwyższe europejskie standardy, działamy zgodnie z prawem i wygrywamy wszystkie sprawy w sądach - dodaje inwestor.
- Wygrywają, bo mają pieniądze i znajomości - twierdzą mieszkańcy wsi.
- To oszczerstwa - odpowiada właściciel chlewni.
Czy jest sposób na rozwiązanie tego sporu? Głowią się nad tym prawnicy.