Podmienili mi żonę w trumnie

2009-02-05 8:00

Andrzej Matuszewski (56 l.) chciał godnie pożegnać ukochaną żonę, ale gdy na pogrzebie otworzył trumnę, sam omal nie padł trupem! W trumnie leżała obca kobieta, do tego odziana w ulubioną suknię żony pana Andrzeja. - Kto podmienił moją żonę?! - krzyczał zrozpaczony mężczyzna. Wstrząśnięci żałobnicy zaczęli szukać ciała prawdziwej Bożenki (54 l.). Nieboszczka znalazła się... w szpitalnej kostnicy.

To miała być podniosła chwila. Pan Andrzej robił, co mógł, by najgodniej pożegnać ukochaną małżonkę. A tu taki wstyd!

- Jestem po dwóch zawałach. Gdy zobaczyłem w trumnie obcą kobietę, nogi się pode mną ugięły. Nikomu nie życzę takiego horroru. To podwójna tragedia - mówi przez łzy pan Andrzej.

Bożena Matuszewska (54 l.) odeszła nagle. W nocy z powodu silnego bólu zabrało ją pogotowie, a dzień później zmarła w jeleniogórskim szpitalu na zator w jelicie. - To była cudowna kobieta. Tyle razem przeżyliśmy. Głód, biedę, radość i smutek - szlocha pan Andrzej. Na jej pogrzeb przyszło prawie sto osób. Mąż nie chciał otwierać trumny, wolał zachować obraz żony jako zawsze uśmiechniętej osoby. Jednak synowie postanowili, że chcą jeszcze raz spojrzeć na matkę. Odsłonili wieko i osłupieli. We wnętrzu spoczywała inna kobieta, na oko ponadsiedemdziesięcioletnia. - Myślałem, że zaraz umrę, na szczęście synowie w porę mnie złapali - opowiada pan Andrzej. Jakby tego było mało nieboszczka miała na sobie ubranie pani Bożeny. - Osobiście kupiłem nową bieliznę, wyprasowałem czarne ubranie i zaniosłem do zakładu pogrzebowego. Bożena była osobą przy kości, a w środku leżała szczupła staruszka - opowiada pan Andrzej. Wściekły zrobił awanturę i zakład pogrzebowy zabrał ciało, żeby naprawić swój błąd. Czterdzieści minut później karawan wrócił. - W trumnie była moja Bożenka, ale niechlujnie ubrana. Spódnica przekręcona, rajstopy podarte, na uchu i na policzku miała krew. Musieli ją bardzo szybko ubierać. Pewnie połamali kości - płacze mężczyzna na myśl o tym, jak sprofanowano ciało ukochanej kobiety. Zszokowany wdowiec poszedł do zakładu, który miał przygotować pogrzeb żony. - Zażądałem zadośćuczynienia i od razu dostałem 3 tysiące złotych na rękę - opowiada pan Andrzej. - To nie nasza wina, to prosektorium w szpitalu pomyliło zwłoki - mówi Maciej Bednarczyk z zakładu pogrzebowego. - Zdarzyło się to po raz pierwszy w naszej pracy - dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki