Dariuszowi P. z Jastrzębia Zdroju prokuratura zarzuca, że zamordował swoją żonę Joannę i czworo dzieci. Piąty syn uratował się przypadkiem, bo kiedy pozostali umierali we śnie, on akurat nie spał i wezwał straż pożarną. Cały dom szczelnie zamknięty. Możliwe, że gdyby Dariusz P. nie zrobił z domu fortecy, rodzina miałaby szansę na ratunek.
Dariusz P. po tym, jak miał podpalić swoją rodzinę, udał się spokojnie do kościoła, by tam udzielać wiernym komunii. Jak podaje Fakt, mężczyzna w kościele służył do mszy jako szafarz. Udzielał komunii świętej i z chęcią pomagał proboszczowi.
Zobacz: Groza! Syn podpalacza z Jastrzębia Zdroju jest zakochany w córce kochanki swojego ojca?
Ksiądz proboszcz Zalewski także był w szoku. - Naprawdę, to się nie mieści w głowie. Ta rodzina wyglądała na rzeczywistą wspólnotę. Mogę to wytłumaczyć chyba jedynie jakąś chorobą umysłową - mówił w rozmowie z Super Expressem.
Dariusz P. miał około 3 milionów długu. Pieniądze wypłacone za śmierć najbliższych miały pozwolić je spłacić. Został aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie.