Karolina Ż. ze Skomielnej Białej wpadła w oko Arturowi M. mieszkającemu w pobliskiej Rabce. Chłopak, mechanik samochodowy z wykształcenia, pojawiał się w warsztacie ojca dziewczyny i nie mógł oczu oderwać od uroczej blondynki. Szybko zyskał jej względy i po jakimś czasie na świat przyszedł Sebastianek, owoc miłości młodych.
Wydawałoby się, że Karolinę i Artura czeka wspaniała przyszłość, jednak coraz częściej dochodziło do kłótni. Ich powodem były nałogi chłopaka - nie mógł żyć bez wódki i narkotyków. Nie pomagały namowy na odwyk ani starania rodziców dziewczyny, którzy chcieli za wszelką cenę, by wnuk wychowywał się w pełnej rodzinie. Dali córce i jej wybrankowi dach nad głową, zajmowali się Sebastiankiem. Sami ze swoimi pozostałymi dziećmi cierpliwie znosili awantury, jakie prowokował Artur.
Para podjęła nawet próbę wspólnego życia z dala od rodziców, wynajęła mieszkanie, ale ostatecznie się rozstała. Młoda mama wróciła z synkiem do rodzinnego domu, Artur odwiedzał dziecko, choć nie kwapił się, by na nie łożyć. Zaczął nękać Karolinę, namawiać do powrotu. Pojawiał się w nocy, układał serce ze świeczek i wykrzykiwał, że ją kocha. Potem nachodził w pracy i groził.
W kwietniu ok. godz. 2.30 w nocy pojawił się na posesji Ż. Podłożył ogień na tarasie domu, w którym spali Karolina z synkiem, jej trójka rodzeństwa i rodzice. Płomienie szybko się rozprzestrzeniły i zajęły wnętrze. Domownikom w ostatniej chwili udało się uciec.
Artur M. został zatrzymany następnego dnia i aresztowany na trzy miesiące. Za usiłowanie zabójstwa siedmiu osób grozi mu 12 lat więzienia. Teraz stanie przed krakowskim sądem. Twierdzi, że nic nie pamięta i nie przyznaje się do winy.