Sebastian Z. wpadł na oryginalny sposób dorobienia sobie do prokuratorskiej pensji. Postanowił oszukiwać tych, co sami byli na bakier z prawem. Dobrze wiedział, że nie mają pojęcia o zawiłych przepisach i śledczych procedurach, więc tym łatwiej posłuchają jego sugestii. Informował więc osoby podejrzane, a potem oskarżone, że muszą w jego gabinecie zostawić gotówkę.
- Były to kwoty od 480 zł do 20 tys. zł. Oszustwa polegały na wyłudzeniach pieniędzy z tytułu rzekomych opłat związanych z prowadzonymi bądź nadzorowanymi przez prokuraturę postępowaniami, np. z tytułu rzekomych kosztów postępowania, świadczeń na cele społeczne bądź świadczeń na rzecz osoby pokrzywdzonej - podaje Prokuratura Krajowa, która zajmowała się sprawą.
Ale sprzedajny prokurator brał też zwyczajne łapówki w zamian za obietnicę umorzenia sprawy. Mężczyźnie, którego policja zatrzymała za jazdę po pijaku na rowerze, zwrócił prawo jazdy za 800 zł. Mężczyzna był pewny, że na tym sprawa się kończy, tymczasem i tak stanął przed sądem, prawo jazdy stracił i musiał jeszcze zapłacić znaczną grzywnę. Takich osób było więcej. Prokurator usłyszał 128 zarzutów i wkrótce odpowie przed sądem.
Zobacz także: Gigantyczne kary za fałszowanie odczytu licznika. Do 5 lat więzienia