Rodzina Juliusza Żaka swoją piekarnię w Toruniu prowadzi od 1923 r. Przez lata był to pewny interes, bo przecież każdy musi kupić chleb. Ale nie teraz! - Od dobrych kilku miesięcy dokładam do piekarni. Kosztów miesięcznych mam ponad 12 tys. zł, przy obrotach około 11 tys. zł. I tak mam dobrze, bo firmę mam po dziadku, sprzedaję też w sklepie, którego jestem właścicielem. Nie płacę więc żadnej dzierżawy tak jak inni. Podatku dochodowego też nie odprowadzam, bo nie mam zysku - mówi pan Juliusz.
Do tej pory sprzedawał bochenek po 2,7 zł, ale od poniedziałku podnosi cenę do 2,9 zł. Podobne podwyżki będzie musiał wprowadzać co jakiś czas, a największe przyjdą po żniwach. Cena mąki podskoczy wtedy o 100 proc., bo zimą wymarzły zboża.
- Z powodu gwałtownych mrozów musiałem na wiosnę przeorać 95 proc. swojego areału, więc nikomu nie muszę tłumaczyć, że cena zboża mocno pójdzie do góry - mówi Józef Nowak (46 l.) rolnik spod Bydgoszczy, który gospodarzy na 100 hektarach. Według szacunków piekarzy i rolników oznacza to, że mąka podrożeje nawet dwukrotnie!
- Dodając do tego stale rosnące koszty produkcji, przewiduję, że bochenek chleba będzie kosztował 5 zł - mówi Juliusz Żak. Jest zły, bo klienci to jego obarczą winą za tak horrendalną cenę. - Ale co mam zrobić? - pyta.
"Podnoszę cenę, bo dokładam do interesu"
Rosną koszty półproduków, energii, transportu. Od pewnego czasu co miesiąc mam około tysiąca złotych straty. Będę wprowadzał stopniowe opodwyżki cen chleba, inaczej pójdę z torbami.
"Zboża wymarzły, plony będą bardzo marne"
Na wiosnę musiałem wyorać 95 proc. swojego areału, bo gwałtowne mrozy zniszczyły jesienne zasiewy. Żniwa będą więc kiepskie, ceny zboża mocno poszybują.