Marcin W. do zgierskiego szpitala zgłosił się sam. Miał problemy z alkoholem. Został przyjęty w czwartek około godziny 15. Trafił do sali sześcioosobowej.
- W trakcie przyjmowania na oddział nic nie wskazywało na to, że może dojść do takiego zdarzenia - mówi dyrektor szpitala Mariusz Jędrzejczak. - Tymczasem około godziny 22 pacjent zgłosił pielęgniarkom zamiar opuszczenia szpitala. Pielęgniarka poprosiła lekarza. Ale mężczyzna nie chciał już z nim rozmawiać, tylko się na niego rzucił.
Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Marcin W. uderzył jedną z pielęgniarek w twarz i wyciągnął spod ubrania nóż. Wpadł do sali z pacjentami i zaczął ich dźgać. Ciosy zadawał też samemu sobie.
Na miejsce zostali wezwani policjanci. To jednak nie uspokoiło mężczyzny, który chwycił za krzesła i rzucał nimi w funkcjonariuszy. W końcu udało się go obezwładnić. Był już jednak tak osłabiony od zadanych sobie ran, że stracił przytomność. Lekarze przystąpili do reanimacji, ale nie udało się go uratować.
Mężczyzna zranił nożem trzy osoby. Dwie z nich odniosły lekkie obrażenia, natomiast jeden z zaatakowanych mężczyzn miał na tyle poważne rany, że natychmiast trafił na stół operacyjny. Musiał przejść kilka zabiegów. Lekarze określają jego stan jako zagrażający życiu, ale stabilny.
Śledztwo w tej sprawie wszczęła już prokuratura, która będzie wyjaśniać okoliczności zdarzenia.
ZOBACZ: Wzięła dopalacze i myślała, że jeździ konno. Wykrzykiwała "patataj"!