Msza pogrzebowa odbyła się w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Uroczystościom towarzyszyły wszystkie honory państwowe. Była wojskowa kompania, salwy karabinowe, a wraz z rozpoczęciem pożegnania w Krakowie zaczął bić dzwon Zygmunt. Mszę koncelebrował kardynał Kazimierz Nycz. - Zmarły był człowiekiem wiary, nadziei i miłości. Tą drogą wiary szedł jako człowiek swojej rodziny, jako człowiek Kościoła, Polski, Europy i świata - mówił metropolita warszawski.
Zobacz: Wspomnienie Tadeusza Mazowieckiego. Jaki był były premier?
Ze łzami w oczach przemawiał Bronisław Komorowski (61 l.). - Żegnamy Tadeusza Mazowieckiego, premiera czasu przełomu ustrojowego, architekta i budowniczego konstrukcji gmachu niepodległego państwa polskiego, żegnamy naszego premiera.
Ale najbardziej chwytające za serce były słowa pożegnania wnuczek Mazowieckiego. Wspominały go jako ciepłego i rodzinnego człowieka. - Dziękujemy, że w tym wszystkim znalazłeś czas, aby być naszym dziadkiem. Będzie brakowało nam wspólnych obiadów, w których nie mogło zabraknąć zupy, wszystkich słów ułożonych w scrabble, wspólnie rozegranych robrów w brydża i kibicowania polskiej reprezentacji, widoku Ciebie podlewającego ogródek i zapachu papierosów w garażu, który świadczył o Twojej obecności. Dziękujemy, że byłeś z nami. Mówimy tylko "na razie", "pa", tak jak zazwyczaj z nami się żegnałeś. Byłeś, jesteś i na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. To się nigdy nie zmieni. Jesteśmy dumni, że jesteśmy Twoimi wnukami - mówiła jedna z wnuczek. Mimo ogromnej, kilkugodzinnej pompy, z jaką go żegnano, Tadeusz Mazowiecki, tak jak chciał, spoczął w skromnej mogile obok swojej żony Ewy na cmentarzu w podwarszawskich Laskach.
Czytaj więcej: Premier Mazowiecki sam wychował trzech synów