- Zrobiłem to dla moich synków. Moja była żona najpierw mnie katowała, a teraz wyżywa się na moich ukochanych dzieciach. Musiałem je ratować i jestem gotowy iść za to do więzienia - mówi zakuty w kajdany ojciec.
Pan Rafał jest drobnej budowy i przekonuje, że nie miał szans w starciu z pokaźnej postury kobietą, jaką jest jego była żona. A ta podobno nie miała skrupułów, by lać go przy każdej nadarzającej się okazji. Mężczyzna nie wytrzymał i zdecydował się na rozwód. Ale wtedy rozpoczęła się bezpardonowa walka o dzieci.
Mężczyzna utrzymuje, że po rozwodzie nie mógł się doprosić o spotkanie z Igorkiem (6 l.) i Adriankiem (8 l.) i przez siedem miesięcy nie widział własnych synów (chłopcy zgodnie z nakazem sądu mieszkali z matką)! Postanowił wyrwać je z rąk matki.
- Serce mi pękało na samą myśl, co przeżywają moi synowie, dlatego ich porwałem - wyznaje Rafał Lewicki. Pan Rafał wyczekał na odpowiedni moment, kiedy synowie byli w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym. Szybko zapakował maluchy do samochodu i uciekł z nimi nad morze.
Matka natychmiast wezwała policję, która ruszyła w pościg za ojcem porywaczem. Po kilku dniach grupa pościgowa dopadła ojca z dziećmi. Igorek i Adrianek wrócili do matki, a pan Rafał trafił do policyjnej celi, w której spędzi przynajmniej trzy miesiące.
Dotarliśmy do byłej żony Rafała Lewickiego. Ale Anna L. nie chciała rozmawiać z reporterami "Super Expressu". - Dzieci są u mnie i tak zostanie - rzuciła nam jedynie przez drzwi.