Pan Paweł poszedł do swojego stawu nałowić ryb. Pech chciał, że przechodził tamtędy komendant miejscowej społecznej straży rybackiej, który w czynie społecznym nie omieszkał donieść na pana Pawła. - To jest kłusownictwo - krzyknął i zadzwonił na policję. Wędkarza, który jeszcze niedawno myślał, że ze swoim stawem może robić, co mu się podoba, zamurowało.
- Nie mogłem w to uwierzyć - mówi mężczyzna i pokazuje dokumenty na dowód, że teren kupiła 30 lat temu jego matka. Myślał, że sprawę zamkną akty notarialne, które starannie w domu przechowywał.
Śledczy uznali jednak, że choć ziemia to może i do pana Pawła należy, ale już woda w stawie nie! - Mają pretensje, że to woda z Warty, bo jak była powódź, to rzeka wylała. Ale ta woda nie ma już żadnego związku z rzeką - mówi oskarżony o kłusowanie we własnym stawie mężczyzna.
Śmiałby się pewnie z tego, gdyby nie to, że za kłusownictwo może teraz trafić do więzienia nawet na 5 lat.