Trasa była krótka: niespełna 15 kilometrów. O godzinie 6 rano było jeszcze ciemno, padał deszcz, a na drodze zalegało błoto. W pewnej chwili, w pobliżu miasta Biddinghuizen, rozpędzony busik zderzył się z wielkim ciągnikiem rolniczym. Paweł siedział obok kierowcy i nie przeżył potwornego uderzenia. Razem z nim zginął Grzegorz B (43 l.), kolega, z którym kiedyś mieszkali w jednym bloku. Osiem osób z poważnymi obrażeniami leczy się w holenderskich szpitalach.
Przeczytaj koniecznie: Holandia: Wypadek polskiego busa. Zderzył się z traktorem. 2 zabitych, 8 rannych
W domu, na osiedlu Polanka w Krośnie, gdzie mieszka Barbara Kostecka-Mickiewicz (50 l.) - mama Pawła, żałoba i smutek. Kobieta ustawiła na stole świecę i zdjęcie syna, niemal nie odrywa wzroku od "ołtarzyka". - Pojechał po lepsze życie, a znalazł śmierć - mówi beznamiętnie. - Miał wrócić za dwa tygodnie. Wszyscy na niego czekaliśmy, a najbardziej jego syn Dominik, który ma dopiero 4 lata - dodaje zapłakana matka Pawła.
Paweł jeździł za granicę od kilku lat: - To legalna praca, w której mogę zarobić - tłumaczył matce, gdy ta pytała o szczegóły wyjazdu. - Pracuję przy obsłudze urządzenia, które mieli plastiki. Niedługo wracam - powiedział ostatnio, wspomina pani Barbara. - Syn zawsze mówił, że jest bardzo zadowolony z pracy, cieszył się, że ma ten kontrakt. O wypadku pani Barbara dowiedziała się z telewizji. - Do końca wierzyłam, że mój syn żyje, ale po chwili córka Ania (24 l.) potwierdziła tę straszną wiadomość. Nie wiem jeszcze, kiedy sprowadzimy zwłoki syna - łka pani Barbara. - Firma, w której pracował, obiecała nam pomoc w załatwieniu wszystkich formalności. Sam właściciel firmy pojechał do Holandii, pomógł również rodzinom ofiar w wyjeździe do swoich bliskich. - A ja mogę już tylko czekać, aż Pawła przywiozą - płacze kobieta.