To była chwila. Sekunda, która zabrała ich życia. Była godzina 17.16, gdy w kopalni Stonava, na poziomie 800 metrów rozpętało się piekło. Doszło do wybuchu metanu. 12 polskich górników zginęło nieomal natychmiast. Zginął też jeden z Czech, trzech kolejnych jest w szpitalu. Jeden w krytycznym stanie.
Od rana do kopalni w Karwinie zjeżdżali się bliscy i znajomi ofiar. - Wybuch zabrał mi syna Patryka. Byłem tutaj już w czwartek w nocy. Nikt mi nie chciał nic powiedzieć – mówi Zdzisław Kaczmarek. - A ja straciłam męża – szlocha jedna z kobiet opuszczając budynek kopalniany, przed którym bliscy i znajomi ofiar kładą kwiaty i zapalają znicze.
Bezpieczeństwo w tej kopalni jest na samym końcu. Ja wiem co się tam dzieje na przodkach. Czujniki zakrywa się folią, żeby można było jechać z wydobyciem. Byle do przodu, byle więcej węgla wydobyć. Przyjechałem tutaj już w czwartek. Miałem telefon od kierownika. Chciałem się upewnić, czy mój syn żyje. Na początku nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Dopiero później się dowiedziałem, że straciłem syna - Zbigniew Kaczmarek, ojciec jednego z zabitych górników.
Pod kopalnię przyjechał też Sebastian Makarowski. On znał zabitych w katastrofie. Pracuje na tej samej ścianie. - Kamil, Krzysiek, Marek, Marcin... Mogłem być na ich miejscu. Jeszcze niedawno świętowaliśmy razem Barbórkę. Jutro miała być wspólna wigilia. A teraz ich nie ma – mówi górnik.
W Karwinie i okolicy pracuje wielu polskich górników. Większość ma za sobą prace także w naszych kopalniach. Ba, pracują tu i tacy, którzy w Polsce dosłużyli się już emerytury. - Gdyby nie my, to pewnie czeskie kopalnie wydobywałyby mniej węgla. Całe przodki, ściany są obsługiwane przez nas – mówi Grzegorz Wierzbicki. O miał szczęście, bo akurat wyladował na zwolnieniu lekarskim. - Gdyby nie to, byłbym tam razem z nimi – ociera dłonią łzy.
W Karwinie pojawili się premierzy obu krajów. Mateusz Morawiecki spotkał się z rodzinami ofiar i poszkodowanych. Zapowiedział, że niedziela będzie dniem żałoby narodowej. Tymczasem w kopalni wstrzymano akcję ratunkową, bo na dole szaleje pożar. W tej sytuacji rejon katastrofy otamowano. Zabici górnicy ciągle jeszcze pozostają pod ziemią. Nie wiadomo kiedy ich ciała zostaną wydobyte na powierzchnię. Możliwe, że stanie się to dopiero w Nowym Roku