Ustalenia komisji Millera: Polacy lecieli tupolewem na śmierć. Rosjanie: Wszystko jest w porządku

2011-01-19 8:20

Wniosek z wczorajszej konferencji jest przerażający - Polacy lecieli na pewną śmierć, a Rosjanie powtarzali, że wszystko jest w porządku! Wreszcie doczekaliśmy się polskiej odpowiedzi na raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Kierowana przez polskiego ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera (59 l.) Komisja Badania Wypadków Lotniczych pokazała nam wczoraj, jak jej zdaniem przebiegały tragiczne wypadki 10 kwietnia 2010 roku.

Dowiedzieliśmy się wreszcie, co działo się w wieży kontroli lotów w Smoleńsku. I jakie błędy tam popełniono. Błędy, które przyczyniły się do śmierci 96 osób.

Zadbali tylko o swoich

Kiedy o godz. 7.27 polski Tu-154M startował z Warszawy, do lądowania w Smoleńsku podchodził rosyjski ił-76. Jak podkreślono na wczorajszej konferencji, już wtedy mgła nad rosyjskim lotniskiem uniemożliwiała bezpieczne lądowanie. W efekcie o mało nie doszło do katastrofy. Przerażony kontroler ze Smoleńska, widząc rozpaczliwe manewry rosyjskich pilotów, krzyczał: "Job twoju mać, o k..., ale jaja". Rosyjski samolot został odesłany na inne lotnisko.

Nasz wtedy kołował już w Warszawie, a wyraźnie zdenerwowany kontroler krzyczał: "trzeba Polakom powiedzieć, jaki dla nich k... wylot!". Jednak nie zostaliśmy ostrzeżeni, że warunki się pogarszają.

Przeczytaj koniecznie: Zapis rozmów na wieży w Smoleńsku: Kontrolerzy nie wiedzieli na jakie lotnisko skierować Tu-154M. Komenda do odejścia padła za późno

O 7.41 (nasz samolot był już w drodze do Rosji) wiceszef bazy w Smoleńsku Nikołaj Krasnokutski raportował swojemu przełożonemu w Moskwie o kryptonimie "Logika": "nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło". Kiedy usłyszał, że polski Tu-154 jest już w drodze, wypalił: "To trzeba dla niego szukać zapasowego".

Czyli miał pełną świadomość, że polski samolot nie powinien nawet próbować lądować w Smoleńsku. Ostatecznie Rosjanie uznali jednak, że nasz tupolew zrobi "kontrolne zejście". A jak się nie uda, odeślą go do Moskwy.

Nie ostrzegali naszych

Komisja Millera pokazała wczoraj trójwymiarową symulację, jak przebiegało ostatnich kilkanaście minut lotu Tu-154M. Wynika z niej, że leciał niezgodnie z tzw. ścieżką podejścia - czyli prawidłowym torem schodzenia do lądowania. Przez ostatnie kilkanaście sekund zszedł zdecydowanie za nisko. Mimo to Rosjanie powtarzali: "na ścieżce", czyli że wszystko jest w porządku.

Kiedy nasi byli zaledwie 30 metrów nad ziemią (byli przekonani, że są o 70 metrów wyżej, w czym utwierdzała ich wieża), padła komenda: "Horyzont" - czyli że muszą się wznieść. Zdaniem naszych ekspertów było już za późno. Komenda powinna paść 11 sekund wcześniej, kiedy tupolew pierwszy raz znalazł się poniżej ścieżki podejścia. Ale wtedy też nasi słyszeli, że wszystko jest OK.

Z nagrań wynika, że w krytycznym momencie nasi piloci próbowali się wznieść, ale było już za późno...

Obcy na wieży

Rosyjski MAK wytykał, że podczas lotu kabina naszego samolotu nie była "sterylna" - czyli znajdowały się tam nieuprawnione do tego osoby - gen. Andrzej Błasik (†48 l.). Jednak, jak ujawnili nasi eksperci, płk Krasnokutski (wiceszef bazy w Smoleńsku) nie miał prawa z wieży kontaktować się z załogą naszego samolotu.

Błędne dane o pogodzie

Rosjanie do końca nie wiedzieli, jaka jest pogoda nad Smoleńskiem. O 7.07 polski jak-40 usłyszał, że widoczność jest 1500 metrów. Dosłownie minutę później rosyjski ił został poinformowany, że widoczność wynosi poniżej 1000 metrów.

O 8.33, kiedy Tu-154M zbliżał się do Smoleńska, kierownik lotów wieży dostał informację od służb meteo i krzyknął wściekle: "Ten z meteo niepoczytalny czy co, on podaje teraz 800. A tam maksymalnie 200 metrów jest". Czyli widoczność była grubo poniżej minimum dla tego lotniska i żaden samolot nie powinien lądować.

Zostawili ich samych sobie

Rosjanie długo debatowali między sobą, co zrobić z naszym tupolewem. Chcieli go odesłać na inne lotnisko. W końcu jednak Krasnokutski wydał komendę kontrolerowi lotów: "Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. A... na drugi krąg i koniec". I zaraz dodał: "Sam podjął decyzję... niech sam dalej...". Co zdaniem naszych ekspertów oznacza, że rosyjski pułkownik zostawił naszych pilotów samych sobie.

Wieża pod presją

- Obsada wieży w Smoleńsku, działając pod dużą presją, popełniała wiele błędów i nie stanowiła wystarczającego wsparcia dla załogi polskiego Tu-154M - mówi płk Mirosław Grochowski z komisji Millera.

W jego ocenie Rosjanie byli "u granic wytrzymałości psychicznej". - Fakt, że samolot jak-40 wylądował w warunkach poniżej minimum lotniska, a w trakcie próby lądowania samolotu ił-76 nieomal doszło do katastrofy, doprowadził osoby odpowiedzialne za to przedsięwzięcie do granic wytrzymałości psychicznej. Świadczy o tym język, jakim się posługują - ocenił płk Grochowski.

Zapis rozmów na wieży w Smoleńsku

7.25 Kontroler lotu (KL) ppłk Paweł Plusnin:
- Job twoju mać, ale jaja, o k...
Reakcja na nieudaną próbę lądowania rosyjskiego ił-76.

7.26 Zastępca dowódcy bazy (ZDB) płk Nikołaj Krasnokutski:
- Trzeba Polakom powiedzieć, jaki jest dla nich, k..., wylot, no popatrz, no już ten…

7.39 ZDB do Moskwy:
- A to wy jesteście operacyjny. Nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło.
Operacyjny: - Przyczyna?

7.40 ZDB do Moskwy:
- Mgła
Operacyjny: - Na długo?
ZDB: - Nie wiem. Na razie nie gotowi. W prognozie jej nie było, w ciągu 20 minut wszystko przykryło. (…) Widzialność już 500 metrów, nawet mniej. Teraz to już ze 300 metrów. Mam pytanie, wg moich danych tutka polska startuje, a oni nas o zgodę nie pytali, lecą sami, trzeba im przekazać, że nas przykryło.
Operacyjny: - To ja zaraz przekażę do głównego centrum.

8.33 Wieża o raporcie meteo:
- On podaje tam 800 metrów widzialności.
ZDB: - Jakie 800? Tam maksymalnie 200 metrów jest! Ten z meteo niepoczytalny czy co?

8.33 ZDB do Moskwy:
- Panie generale, wszystko włączone, wszystko przygotowane. Do trawersu podchodzi.

8.35 Rozmowa w wieży:
ZDB: - Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. A... na drugi krąg i koniec. Sam podjął decyzję... niech sam dalej...

Tu-154M jest poza ścieżką, a wieża przekazuje:
8.40 Wieża do Tu-154M:
KL 4 na kursie i ścieżce
KL 3 na kursie i ścieżce
KL Horyzont 101
8.41 Katastrofa

Lecieli na zasadzie: uda się, nie uda...

Major Arkadiusz Szczęsny, były pilot i instruktor sił powietrznych:

- Wiemy doskonale, że urządzenia na lotnisku Siewiernyj są przestarzałe i tak naprawdę nikt nie wie, jaka jest ich tolerancja. Nikt też nie wie, kiedy po raz ostatni były poddawane kalibracji. Trzeba też pamiętać, że ta różnica na umownej linii ścieżki może wynosić nawet kilkanaście metrów, w zależności od wielkości samolotu i tego, czy przebiega ona pod samolotem, czy nad nim.

Niestety, polskie służby przygotowujące ten wyjazd popełniły mnóstwo błędów, nie dopełniły swoich obowiązków i nie zapewniły bezpieczeństwa pasażerom tego lotu. Dlatego moim zdaniem winni tej tragedii siedzą w MSZ, MON, to także urzędnicy BBN i Kancelarii Premiera, oficerowie BOR oraz dowództwo sił powietrznych. To była wycieczka na zasadzie - uda się, nie uda....

Raport naszej komisji musi zmusić premiera Tuska do działania. Moim zdaniem minister Klich tym razem się nie obroni.

Dlaczego wieża kontrolna nie ostrzegła pilotów

Rosjanie podawali naszym pilotom nieprawdziwe informacje. Choć tupolew leciał za nisko, z wieży dostawał informacje: jesteście na ścieżce. Strona rosyjska nie przekazała nam danych dotyczących wskazań przyrządów w wieży w Smoleńsku. Do końca więc nie wiadomo, dlaczego Rosjanie nie ostrzegali naszych, że źle podchodzą do lądowania. Zdaniem ekspertów jest kilka możliwych przyczyn.

Niesprawne przyrządy
Kontrolerzy lotów mieli dość prymitywne, jak na współczesne warunki, przyrządy. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że podawały przekłamane informacje na temat położenia Tu-154M.

Kontrolerzy popełnili błąd
Nie można wykluczyć, że obsługa smoleńskiego lotniska źle odczytała wskazania radarów i przekazała je dalej naszym lotnikom.

Bali się reagować
Nasi eksperci zwracają uwagę, że rosyjscy kontrolerzy działali w warunkach stresu i pod presją ze strony przełożonych z Moskwy. Sami nie byli zdolni do podejmowania decyzji, dlatego kiedy nasz pilot zaczął podchodzić do lądowania, uznali, że "jakoś to będzie" i zostawili go samego, licząc, że sobie poradzi.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają