Bez wątpienia Jacek Karpiński, tak samo jak jego dzieło, był człowiekiem wyjątkowym. W trakcie niemieckiej okupacji wykazywał się ogromną odwagą i determinacją. Był żołnierzem batalionu "Zośka". Ze względu na swoją konspiracyjną działalność po ukończeniu studiów miał problemy ze znalezieniem pracy. Gdziekolwiek się zatrudnił, jako "wrogi element" był natychmiast zwalniany. W końcu trafił do Instytutu Podstawowych Problemów Techniki Polskiej Akademii Nauk. I zaczął zaskakiwać. Uczestniczył w pracach nad pierwszymi USG. Stworzył także urządzenie do obliczeń długoterminowej prognozy pogody. Zaś w 1960 roku Karpiński wygrał konkurs młodych talentów techniki organizowany przez UNESCO, co otworzyło przed nim możliwość nauki w USA. I choć po stypendium na Harvardzie spływały do niego liczne oferty pracy za oceanem, zdecydował się wrócić do Polski. W 1965 roku zaprojektował KAR-65, minikomputer pracujący z prędkością 100 tys. operacji na sekundę. Był on nie tylko 2 razy szybszy niż komputer Odra, lecz także 30 razy tańszy w produkcji! Władzy ludowej takie inicjatywy się jednak nie podobały. Nie chciano kwestionować osiągnięć radzieckiej nauki.
Zobacz: Mojego synka zabił komputer
Nie zraziło to jednak Karpińskiego. Kilka lat później stworzył swój największy wynalazek, komputer K-202. Kiedy w 1970 roku przedstawił jego plany, komuniści nie byli zainteresowani. Ba! Orzekli, że nie nadaje się on do produkcji, bo technologii, jaką proponuje Karpiński, nie ma i nie będzie. A gdyby taka technologia była możliwa do realizacji, to na pewno zrobiliby to Amerykanie.
Komputer Karpińskiego wyprzedzał swoją epokę o dziesięciolecia, nie tylko jeśli chodzi o moc obliczeniową. A była ona kilkukrotnie wyższa niż u debiutującego 10 lat później IBM PC. Zaskakiwał też niewielkimi rozmiarami. Mieścił się bowiem w walizce. Tymczasem produkowane ówcześnie komputery Odra wyglądały jak wielkie szafy. I dopiero kiedy technologią zainteresowali się Brytyjczycy, PRL pozwoliła na produkcję K-202. Zresztą nie na długo. Okazało się bowiem, że sprawna produkcja szybszego i tańszego komputera zagraża państwowym molochom zajmującym się informatyką. Wyprodukowano zaledwie 30 sztuk K-202, z czego połowa trafiła do Wielkiej Brytanii. Sam Karpiński dostał od władzy czerwone światło na wyjazdy zagraniczne i pracę w dziedzinie informatyki. Zajął się więc hodowlą świń. I choć w latach 90. za pomocą ciekawych rozwiązań informatycznych próbował wrócić, to tym razem zamiast nieprzychylnej władzy na drodze stanęły mu bezlitosne prawa rynku. Bank cofnął mu kredyt, co doprowadziło go do utraty domu i bankructwa. Zmarł w 2010 roku.