Przebieg i wyniki wczorajszego zjazdu Związku Polaków na Białorusi są jednoznaczne. Na Andżelikę Borys głosowało ponad 90 proc. delegatów, a blisko 200 osób zgromadzonych w sali obrad, jak i drugie tyle stojących na zewnątrz przyjęło to owacją na stojąco. Taka jest wola Polaków, którą władze muszą uszanować. Od tego też zależeć powinna ocena tej władzy na forum Unii Europejskiej. Według oficjalnych statystyk Polacy stanowią ponad 4 proc. obywateli Białorusi. Między Polakami i Białorusinami nie ma wrogości. Wspólna historia nie jest tak trudna i bolesna, jak choćby na Ukrainie. Problem z Polakami mają białoruscy politycy - czas, żeby zrozumieli, że krępowanie działalności i narzucanie Związkowi nieakceptowanych liderów do niczego nie prowadzi.
Polacy na Białorusi to nie V kolumna, jak straszą propagandziści białoruskiej władzy. Związek Polaków działający w tym kraju od 20 lat to wielka, apolityczna organizacja pozarządowa, której celem jest pielęgnacja polskiej kultury, tradycji i rozwijanie polskiej oświaty. Nikt z członków Związku nie spiskuje przeciwko władzy ani państwu białoruskiemu, a Andżelika Borys w niczym nie przypomina Eriki Steinbach z jej skłonnościami do rewizji powojennej historii Europy. Dlaczego więc reżim tak histerycznie walczy ze Związkiem i jego demokratycznie wybraną władzą? Trudno znaleźć inne wytłumaczenie niż to, że nie potrafi pogodzić się z sytuacją, gdy bez jego kontroli i akceptacji ludzie organizują się, wybierają swoich przedstawicieli i chcą rozwijać działalność społeczną.
Urzędników białoruskich zapewne boli też to, że mimo licznych represji nie udało się złamać i przestraszyć Andżeliki Borys - skromnej nauczycielki, która podjęła rzuconą Polakom rękawicę i miała siłę oraz odwagę kierować Związkiem przez cztery lata "nielegalnej" działalności. I oby je miała przez następne czterolecie. Pamiętam, jak latem 2005 r. kierowała akcją obrony Domu Polskiego w Grodnie, a jesienią - w towarzystwie Donalda Tuska - na forum PE oraz w Radzie Europy ze swadą objaśniała politykom europejskim sytuację Polaków na Białorusi i ich oczekiwania wobec białoruskiej władzy. A nie są one wygórowane. To, czego domagają sie nasi rodacy, czyli prawa do samoorganizacji i nieskrępowanego wyboru swoich przedstawicieli, jest czymś oczywistym w innych krajach, nie tylko europejskich. Prawa mniejszości, w tym także narodowych, to fundamenty uniwersalnych praw człowieka. Zwykło się mawiać, że kulturę społeczeństwa poznaje się po jego stosunku do własnych mniejszości.
Białoruś zajmuje ostatnio w Parlamencie Europejskim dużo czasu, bo ważą się losy przyszłej współpracy tego kraju z Unią. Oczekujemy od władz białoruskich poszanowania prawa mniejszości polskiej do samoorganizacji. Robimy to nie tylko dlatego, że płynie w nas ta sama, polska krew, ale dlatego, że są to uniwersalne prawa człowieka.Nie ma więc obaw, że Polska przymknie oko na represje w stosunku do opozycji, jeśli tylko władze białoruskie uznają nowe władze Związku Polaków. Nie możemy się zgodzić i na to, żeby sprawa mniejszości polskiej była wyłącznie sprawą między rządami polskim i białoruskim. Europa musi uczynić ich sytuację częścią swojej polityki wobec Białorusi i naszą rolą - polskich europarlamentarzystów - jest to wyegzekwować.
Przewodniczący delegacji PE na wybory Związku Polaków na Białorusi