Wręcz przeciwnie! Według oficjalnych statystyk bezrobocie w Polsce ciągle przekracza 13 proc. Fakt, że od maja do czerwca nieznacznie spadło, ale jednocześnie GUS odnotował rekordową liczbę bezrobotnych z wyższym wykształceniem - 243 tysiące ludzi!
>>> Stefan Niesiołowski kupił córce mieszkanie
A mowa tylko o zarejestrowanych w urzędach pracy. Skoro wykształcenie nie gwarantuje pracy, to co? Nic dziwnego, że Polacy, z którymi rozmawiali nasi dziennikarze, słysząc słowa premiera, pukali się w czoło i pytali, na jakiej planecie żyje Donald Tusk. Bo na planecie Ziemia, w kraju o nazwie Polska, wszyscy czujemy, że kryzys trwa w najlepsze.Aj, al,
Agnieszka Kawęcka (32 l.) ze Strzekęcina:
- Gdybym mogła się ubierać za państwowe pieniądze, jak to robi żona premiera, to pewnie też byłabym zdania, że wychodzimy z kryzysu. Ale ja muszę ubierać się z własnej pensji, z niej opłacić mieszkanie i kupować żywność. I niestety, uważam, że ceny rosną, a na podwyżkę pensji nie mam co liczyć. Gdzie tu koniec kryzysu?
Tomasz Kądziołka (33 l.) z Krakowa:
- To bzdura, że kryzys się kończy. Dwa miesiące temu złamałem nogę i od tego czasu jestem na zwolnieniu. Na leki wydaję co miesiąc ponad 200 złotych. To nie do pomyślenia... A zarobki jak stały w miejscu, tak stoją. W branży budowlanej, gdzie pracuję, jest zastój.
Józefa Bejnerowicz (62 l.) ze Starych Bielic:
- Jaki koniec kryzysu? Jest coraz gorzej! Wszystko drożeje, opłaty za mieszkanie, leki. Natomiast waloryzacja mojej emerytury jest śmiesznie niska. Nie ma szans, by zrekompensowała choćby inflację. Mnie i na pewno większości Polaków żyje się coraz gorzej.
Małgorzata Witczak (40 l.) z Koszalina:
- Boję się o swoją przyszłość. W Polsce sytuacja na rynku pracy nie jest stabilna, pracodawcy szybciej ludzi zwalniają, niż zatrudniają. Jak tak dalej pójdzie, to ja poczuję się bezpiecznie dopiero na emeryturze i to też tylko wtedy, gdy się okaże, że ZUS ma mi z czego wypłacać świadczenie.
Anna Ejdys (21 l.) z Wrocławia:
- To kompletna bzdura. Rosnące bezrobocie i bezradni Polacy, którzy szukają pomocy w obcych krajach. Panie premierze, jestem studentką, a już straszona jestem bezrobociem, a pan mydli mi oczy niespełnianymi obietnicami. Szkoda słów na to, co rząd wyprawia.
Janusz Szachnitowski (56 l.) z Krakowa:
- Dla ludzi w moim wieku pracy nie ma. Ja nie mogę znaleźć zatrudnienia już od bardzo dawna. A jestem po studiach wyższych, ekonomicznych, mam kwalifikacje. Jakby było tak, jak mówi premier, jakby kryzys się kończył, to znalazłbym zatrudnienie.
Irena Bąkowska (70 l.) z Koszalina:
- Tym na górze, w rządzie, może się wydawać, że nie ma kryzysu. Dobrze zarabiają, dają sobie premie, to i biedy Polaków nie widzą albo nie chcą widzieć. Są oderwani od rzeczywistości, od problemów zwykłego Kowalskiego, któremu coraz trudniej wiązać koniec z końcem.
Magdalena Knol (23 l.) z Wrocławia:
- Kryzys się kończy?! Może na innej planecie! Zwolnienia z pracy, bo kryzys. Kobiety nie chcą rodzić dzieci, bo kryzys. Firmy bankrutują, bo kryzys. Ciekawe, czy premier wie, jak wypłacane są wynagrodzenia: najniższa krajowa na umowie, reszta do ręki pod stołem, bo kryzys. O ile jest taki szczęśliwiec, co ma pracę.
Mariusz Głowacki (38 l.) z Krakowa:
- Jestem na rencie i dostaję miesięcznie 470 zł. Jak przeżyć za taką głodową stawkę? A przecież wszystko coraz droższe. Choćby ceny żywności poszły w górę w ostatnim czasie.
Kryzys szaleje. Pan premier to chyba zakupów nie robi i nie wie, jak się drogo zrobiło.
Dagmara Bąk (19 l.) z Opola:
- Kryzysu nie mają Donald Tusk i jego ministrowie. Ciekawe, jak żyłoby się panu za 1181 zł? Będę studentką i szukam pracy bez powodzenia. Wszędzie wyzysk i płaca 5 zł za godzinę. Od pracodawców słyszę, że jest kryzys i Polacy coraz mniej mają pieniędzy. Więc jak to naprawdę jest? Ja wiem. A pan żyje w Polsce czy w jakimś innym kraju?
Lech Surówka (30 l.) z Krakowa:
- Dla mnie kryzys cały czas trwa w najlepsze. Chciałem zatrudnić się jako motorniczy, ale pracy dla mnie nie ma. Co więcej, miasto oszczędza, zlikwidowali wiele połączeń tramwajowych i autobusowych, skrócili linie, którymi mieszkańcy dojeżdżali do pracy, a ceny biletów... poszły w górę.