Wydawało się, że po powrocie z politycznej banicji (kilkanaście dni temu Dorn ponownie rozpoczął współpracę z PiS) droga na polityczny szczyt stoi przed Dornem otworem. Tymczasem na ostatnim przedświątecznym posiedzeniu polityka dopadł wirus filipińskiej zarazy. "Żelazny Ludwik" dziwnie się zachowywał, miał problemy z mową i uciekał przed dziennikarzami.
W dodatku zamiast wyrazić skruchę i przeprosić za swoje skandaliczne zachowanie, polityk całą winę zrzucił na... dziennikarzy. Okazuje się jednak, że Polscy nie chcą tolerować tego typu wybryków w Sejmie. W sondażu Homo Homini na zlecenie "Super Expressu" ponad połowa ankietowanych jednoznacznie uznała, że Dorn powinien zniknąć z polityki. Byłego marszałka broni jedynie niespełna 25 proc. Polaków.
Wyniki sondażu zapewne nastroju Dornowi nie poprawią. Czy dadzą do myślenia? Na pewno powinny zainteresować Jarosława Kaczyńskiego (61 l.), który obiecał swojemu staremu druhowi pierwsze miejsce na liście w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Według prof. Kazimierza Kika prezes PiS Dorna jednak... nie przekreśli. - Były marszałek jest dziś dla Kaczyńskiego jedną z najważniejszych kart politycznych. Prezes PiS traktuje go oczywiście instrumentalnie. A słabszy Dorn jest dla Kaczyńskiego bardziej wygodny i użyteczny - przekonuje politolog.