Do Ophemert, wioski pod miastem Tiel w Holandii Emilia M. trafiła kilka lat temu. Zatrudniła się na farmie. Pracowała przy zbiorze i sortowaniu owoców. - Życie się do mnie uśmiecha - mówiła koleżankom, kiedy poznała Tomasza M. On przyjechał spod Jeleniej Góry. Zakochali się w sobie. Wzięli ślub, zamieszkali w przyczepie kempingowej na terenie farmy. Niestety, Tomasz M. z czasem pokazał swoje prawdziwe oblicze. Nie stronił od alkoholu, wtedy zarzucał żonie zdrady.
- Ustaliliśmy, że od dłuższego czasu robił jej sceny zazdrości, obsesyjnie kontrolował - opowiada detektyw Andała, którego o pomoc w poszukiwaniu kobiety poprosiła jej rodzina. Bo Emilia zniknęła 26 maja wieczorem. - Kilkudziesięciu policjantów przeczesywało okolicę, użyto śmigłowca - opisuje Andała. Holenderscy śledczy podejrzewali, że związek z zaginięciem kobiety może mieć jej mąż. Świadczyło o tym jego zachowanie. Feralnego dnia obdzwonił koleżanki żony, mówiąc im, że Emilia zagubiła się gdzieś w mieście. Pytał je, czy nie wiedzą, gdzie trzyma karty bankomatowe. W nocy widziano go, jak pijany biega po farmie i pakuje auto. Najprawdopodobniej Emilia już nie żyła.
Zobacz: Powstanie film o Ewie Tylman? Szukają statystów
28 maja Tomasz M. trafił nieprzytomny do szpitala - nałykał się tabletek i popił alkoholem. Dwa dni później, gdy doszedł do siebie, został zatrzymany. Po kilku przesłuchaniach wskazał, gdzie zakopał ciało. - Nie przyznał się do winy, jednak usłyszy zarzut zabójstwa - informuje holenderska policja.
Najprawdopodobniej kobieta zginęła, bo powiedziała mężowi, że to koniec ich małżeństwa. - 10 czerwca chciała wracać do Polski. Bez niego - zdradza swoje ustalenia detektyw Andała.