Wszystko zaczęło się od publikacji "Super Expressu" na temat wyjazdu byłego szefa policji gen. Andrzeja Matejuka (60 l.) na narty we włoskie Dolomity służbowym samochodem.
W reakcji na artykuły Matejuk wytoczył redaktorowi naczelnemu i autorowi artykułu cywilny proces. Wezwania do sądu trafiły na ich prywatne adresy zameldowania.
Dlaczego na prywatne, a nie redakcyjne? Adwokaci Matejuka twierdzili, że dostali je z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. MSW zaprzeczyło tym informacjom i wszczęło kontrolę. Jej wyniki były dla policji kompromitujące. Autora artykułu Sylwestra Ruszkiewicza prześwietlano ponad 50 razy, a żadne z tych działań nie było udokumentowane i naruszało przepisy.
Sprawa trafiła najpierw do prokuratury, a później do Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście. Na ławie oskarżonych zasiadł Jarosław S., który w 2011 r. pełnił funkcję wiceszefa wrocławskiego wydziału Biura Spraw Wewnętrznych (policja w policji - red.). Jak wynika z akt sprawy, Jarosław S. najpierw zlecał innemu policjantowi st. asp. Sebastianowi K. "dokonanie w elektronicznym systemie CEL/PESEL ustaleń odnośnie danych osobowych i adresowych Sławomira Jastrzębowskiego oraz Sylwestra Ruszkiewicza, pomimo braku podstaw faktycznych do dokonania takich ustaleń". A 27 października 2011 r. Jarosław S. już osobiście szukał informacji na ich temat, a także na temat ich żon.
Sąd uznał winę policjanta i potwierdził, że nielegalnie zdobywał dane dziennikarzy "Super Expressu", jednak warunkowo umorzył postępowanie na okres próby jednego roku.
Dodatkowo nakazał Jarosławowi S. wpłacić 3 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem oraz Pomocy Postpenitencjarnej i obciążył go kosztami sądowymi.