Na łamach "Super Expressu" pisaliśmy o bulwersującej sprawie kradzieży cennego telefonu Joanny Bryzewskiej. Przypomnijmy - na nagraniu z kamer monitoringu widać moment przestępstwa, twarz rabusia, jego samochód i część tablic rejestracyjnych auta, a policja już od miesiąca nie potrafi wykorzystać takiego materiału dowodowego. Teraz wszystko wskazuje na to, że pani Joanna przypadkowo ponownie spotkała tego samego, bezczelnego złodzieja!
Joanna Bryzewska jechała samochodem nad Zalew Zegrzyński i dokładnie w miejscu, w którym została okradziona, nagle dostrzegła przed sobą charakterystycznego, zielonego poloneza. Natychmiast sięgnęła po stare zdjęcia z nagrania kamery i zobaczyła, że numer rejestracyjny auta zgadza się z tym, co udało jej się odcyfrować z taśm monitoringu. Kobieta mimo strachu ruszyła za autem, a gdy po chwili wysiedli z niego dwaj mężczyźni, nie wierzyła własnym oczom! - Byłam pewna, że to oni - mówi kobieta. - Chwyciłam za telefon, zadzwoniłam do policjanta, który prowadził sprawę. Usłyszałam, że nie ma go w pracy i żebym zadzwoniła na 112.
Gdy kobieta posłuchała tej rady, po długim oczekiwaniu na połączenie usiłowała zgłosić sprawę, jednak połączenie zostało aż dwukrotnie przerwane. Gdy w końcu za trzecim razem udało się dodzwonić na alarmowy numer, usłyszała, że... zaraz ktoś do niej zadzwoni. Po kolejnym oczekiwaniu na telefon następny policjant przekazał sprawę... na komisariat w Nieporęcie! Przez ten czas podejrzani mężczyźni zdążyli już odjechać w siną dal. - Informację, którą przekazała kobieta, policjanci potraktowali bardzo poważnie - uważa Anna Kędzierzawska z zespołu prasowego KSP. - Skontaktowali się ze zgłaszającą, sprawdzili teren, w którym ostatni raz widziała podejrzane auto. Jeśli jednak kobieta miałaby zastrzeżenia co do podjętych działań, może swoje uwagi przekazać do przełożonych policjantów - mówi. Pani Joanna jest innego zdania. - Policja jak zwykle zostawiła mnie samej sobie! - załamuje ręce kobieta.