Zaczęło się od ognia. 2 kwietnia o godz. 3 w nocy wybuchł pożar w domu przy ul. Jagodowej w Gryźlinach (woj. warmińsko-mazurskie). Strażacy zrobili swoje, więc do akcji przystąpili policjanci z Olsztynka. A gdy na posesji znaleźli skradzioną z pobliskiej budowy łyżkę od koparki, zapragnęli przesłuchać właściciela działki Tomasza T. (53 l.)
- Czy pan wie, po co pana wezwaliśmy? - spytał na dzień dobry śledczy, gdy Tomasz T. zjawił się na komisariacie. - Domyślam się – odparł niepewnie mężczyzna, a po chwili namysłu dodał. - Chyba chodzi o to morderstwo...
Śledczego zamurowało, ale zachował zimną krew i zdanie po zdaniu wyciągnął z Tomasza T. historię wstrząsającej zbrodni, do której doszło 27 lat temu.
Wówczas przy ul. Jagodowej w Gryźlinach Tomasz T. mieszkał razem ze swoją matką Genowefą (82 l.) i Stanisławem G., który wynajmował u nich pokój. Co prawda miał własną rodzinę, ale skłócił się z żoną i wybrał życie samotnika.
- Wiedzieliśmy, że tam mieszka. Szukaliśmy go pod tym adresem, gdy przestał się odzywać, ale powiedziano nam, że wyjechał. To było prawdopodobne, bo był drwalem i jeździł od wycinki do wycinki – mówi dziś jego córka Barbara Kaszlewicz.
Tymczasem Stanisław G. już nie żył. Według śledczych prawdopodobnie pokłócił się z Tomaszem T. i jego matką, więc przyłożyli mu w głowę jakimś ostrym narzędziem, a ciało zakopali w lesie 2 km od domu. To miejsce Tomasz T. wskazał teraz śledczym, a oni odkopali szkielet mężczyzny z wyraźnym urazem twarzoczaszki. Czy to faktycznie zaginiony drwal? - Tego będziemy pewni dopiero po badaniach identyfikacyjnych – mówi ostrożnie Daniel Brodowski z Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe. - Musimy też ustalić ponad wszelką wątpliwość, kiedy ten człowiek zginął i w jaki sposób. Dopiero potem będziemy mogli skonkretyzować zarzuty. Na razie Tomasz T. i jego matka usłyszeli zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci – dodaje prokurator Brodowski.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że matka i syn wzajemnie się oskarżają. On zwala winę na nią, ona na niego.