Pan Karol do końca życia zapamięta ten spacer. Przechodził akurat pod sklepem ze swoją siostrą Zosią (26 l.), kiedy radiowozem zajechał policjant Hubert O. (29 l.). Nie bawiąc się w żadne subtelności, wyskoczył z auta razem z policyjnym owczarkiem. Zdarł mu z pyska kaganiec i rzucił rozkaz: "bierz ich!", wskazując na grupkę osób stojących pod sklepem.
Wyszkolone zwierzę ruszyło do ataku, a ludzie uciekli. Ledwo widzący pan Karol nie zdążył. Wielkie psisko dopadło go i stalowym uściskiem potężnej szczęki zmiażdżyło jego udo.
- Myślałem, że już po mnie - opowiada roztrzęsiony mężczyzna. Kiedy był przekonany, że zaraz ostre kły owczarka zatopią się w jego szyi, usłyszał zimny głos policjanta: "Maks, siad!".
Zwierzę posłusznie poluzowało uścisk szczęk. Zalany krwią inwalida poczuł, że ktoś się nad nim pochyla. To Hubert O. zimnym wzrokiem zlustrował poranionego mężczyznę. - Nic ci nie będzie - wycedził przez zęby, zabrał psa i odjechał, zostawiając rannego na pastwę losu.
Pan Karol wezwał pogotowie. Lekarze musieli założyć na udzie szwy.
W komendzie w Chodzieży, gdzie pracuje Hubert O., wszczęto już postępowanie wyjaśniające. Sprawą zajmuje się też prokuratura z Wągrowca.
- Mam żal do policji, potraktowano mnie jak najgorszego bandziora - mówi pan Karol, a na samo wspomnienie chwyta się za obolałe udo.