Gigantyczne nagrody przyznało sobie kierownictwo aż dziewięciu instytucji państwowych. Najwięcej, bo prawie pół miliona złotych, otrzymali ministrowie w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.). Trzy osoby z kierownictwa KRUS pobrały w sumie 373 tys. zł premii, a ministrowie z Kancelarii Premiera dostali 169 tys. zł. Wśród nagrodzonych znaleźli się m.in. szef Kancelarii Tomasz Arabski (42 l.) oraz odpowiedzialny za działanie służb specjalnych Jacek Cichocki (39 l.). Każdy z nich otrzymał od 8 do 15 tys. zł.
Nagrody zainkasowali także wiceminister zdrowia Marek Haber (52 l.) oraz wiceministrowie z resortu rozwoju regionalnego.
116 tys. zł zgarnęło pięciu członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, którzy - jak się dowiedzieliśmy - bez żadnej podstawy prawnej zwiększyli sobie wydatki na nagrody.
Skandaliczna jest nie tylko wysokość nagród, ale przede wszystkim to, że urzędnicy złamali ustawę, która została przyjęta głosami wszystkich partii. A zakładała ona, że w 2009 roku tzw. erka nie dostanie podwyżek ani żadnych nagród. I właśnie ten fakt zakwestionowała NIK. Cóż, okazało się, że w czasach najgorszego kryzysu najważniejsi urzędnicy w kraju potraktowali państwo jak dojną krowę.
Takie nagrody przyznali sobie urzędnicy
Kancelaria Prezydenta 450 000 zł
KRUS 373 000 zł
Kancelaria Premiera 169 000 zł
KRRiT 116 000 zł
Państwowa Inspekcja Pracy 86 000 zł
Instytut Pamięci Narodowej 29 000 zł
UOKiK 20 000 zł
Prokuratoria Generalna 12 000 zł
GIODO 8 000 zł
Premier Donald Tusk (53 l.): Przyznałem te nagrody
- To ja podejmowałem decyzję, to ja przyznaję nagrody, a więc nie jestem zaskoczony, że je przyznałem. Kiedy zostałem premierem, zamknąłem ten niezdrowy mechanizm, że nagroda należy się każdemu i zawsze, tzn. że jest de facto dodatkowym elementem pensji. Wystarczy porównać nagrody przyznane przez poprzedniego premiera Jarosława Kaczyńskiego dla swoich współpracowników - to było 2 mln zł - do 160 tys. zł, które ja przyznałem. Nagroda musi być nagrodą za ponadstandardowe, jakieś nadzwyczajne osiągnięcie konkretnego urzędnika.
A zwykli ludzie biedują
Maria Tatrocka (34 l.), bezrobotna mama z Łodzi:
- Gdy słyszę o tak wysokich podwyż-kach, aż krew się we mnie gotuje. Przecież te pieniądze powinny być przeznaczone dla bardziej potrzebujących. Ja tymczasem dostaję zasiłek rodzinny w wysokości 91 złotych na dziecko.
Maria (54 l.) z Dobrzyniewa, pracownik stajni:
- Od dwóch lat pracuję za te same pieniądze. O podwyżce mogę sobie co najwyżej pomarzyć. To skandal, że urzędnicy dostają tyle pieniędzy. A my, zwykli ludzie, harujemy za grosze.
Elżbieta Chuptyś (47 l.) z Katowic, sprzątaczka:
- Podwyżki nie widziałam, odkąd tu pracuję, mamy wszyscy stałą stawkę. To skandal, że politycy dają sobie podwyżki. To nie jest w porządku.